Autor: Ben Terris
Tłumaczenie: Tomasz S. Gałązka
-
Wydawnictwo: Czarne
Data wydania: 09.10.2024 r.
ISBN: 978-83-8191-973-9 -
Wydanie: papierowe
Oprawa: miękka
Format: 133 × 215 mm
Liczba stron: 120
Można żyć w Waszyngtonie przez wiele lat i wciąż nie wiedzieć, co ludzie robią tam całymi dniami. Czy fundraiser wisi na telefonie, szukając pieniędzy, a sondażysta wypytuje, na kogo zagłosujesz? Jak działają poszczególne trybiki w polityczno-administracyjnej machinie? A zwłaszcza: czym zajmują się lobbyści?Ben Terris, pracując nad książką, stał się sekundantem politycznej walki wizerunkowej. Po jednej stronie ringu: fikcja. Przyszłość państwa, dobro narodu. Lobbyści, którzy pomagają organizować spotkania z ważnymi kongresmenami i używają „wpływów”, by członkowie Kongresu głosowali za korzystną ustawą. Po drugiej stronie: rzeczywistość. Wielkie pieniądze, układy, hazard. Zero procent misji, sto procent cwaniactwa. Wszystkie chwyty dozwolone.
Terris brawurowo i ze swadą wprowadza nas w polityczne kuluary Waszyngtonu. Nieważne, czy chodzi o republikanów, czy demokratów – wszędzie jest świadkiem niemoralnych zagrywek i opisuje historie tych, których rzeczywisty zapał, entuzjazm i poczucie misji zostały pogrzebane wraz z zakulisowymi przepychankami. Waszyngtońska gorączka to książka o tym, na jakich zasadach toczy się wielka amerykańska gra – o władzę, prestiż, wpływy, a przede wszystkim pieniądzez opisu wydawcy
Ben Terris nie bawi się w dyplomację. Nie udaje, że polityka to rzecz miła i przyjemna dla oka. Jego debiut książkowy „Waszyngtońska gorączka” idealnie wpisuje się w polityczne i społeczne rozedrganie uczestników teatru polityki, które towarzyszyło niedawnym wyborom prezydenckim w Stanach Zjednoczonych.
„Ludzie nie powinni widzieć jak robi się kiełbasę i politykę” – słowa te miał wypowiedzieć Otto von Bismarck, słynny kanclerz Cesarstwa Niemieckiego żyjący w XIX wieku. Idąc na przekór temu stwierdzeniu, Terris prowadzi nas w swojej książce prosto do rzeźni i fabryki polityki.
Amerykański dziennikarz, na co dzień współpracujący z dziennikiem „The Washington Post”, jest przewodnikiem po świecie amerykańskiej polityki na najwyższych szczeblach. I nie jest to opowieść przyjemna. Autor dobitnie pokazuje, że dla ludzi mediów, think tanków, pracowników Kapitolu, Kongresu czy w końcu dla polityków liczy się władza jako taka i utrzymywanie się przy niej za wszelką cenę.
Nie ma miejsca na moralne rozterki. Brakuje miejsca na patos i wielkie słowa. Jest natomiast czas i miejsce, są środki ku temu, aby tę władzę zdobyć i nie przejmować się uściełaną trupami drogą, która prowadziła na waszyngtoński szczyt.
Dla kogoś, kto nie śledzi polityki na co dzień, ten obraz może wydawać się brutalny i wykrzywiony do przesady, ale nie łudźmy się — polityka tak wygląda. Tym stała się polityka w XXI wieku, w dobie mediów społecznościowych, kampanii informacyjnych, zalewie fake newsów i emocjonalnego rozgrywania uczestników teatru politycznego.
Tytułową gorączkę Terris, jak sądzę, upatruje w permanentnym stanie podwyższonej gotowości — wszystko, wszędzie, naraz. Nie ma miejsca na odpoczynek, nie ma przestrzeni do spokojnej debaty. Polityka zdaje się przypominać Dziki Zachód – wygrywa ten, kto szybciej wykorzysta swojego Colta.
Dominują cynizm, hipokryzja i wyrachowanie. Podziały są umowne, ostatecznie liczy się to, kto podbije stawkę i zaproponuje metody działania, które zmiotą z planszy rywala. A że przy tym ludzie — te tysiące ludzi, którzy pracują w biurach kongresmenów czy w mediach i organizacjach pozarządowych — poświęcają nierzadko swoje życie ideałom, w które wierzą, tracą przy tym kręgosłupy moralne? To skutek uboczny wpisany w projekt Władza.
I aż żałuję, że sięgnąłem po tę książkę już po tym, jak Amerykanie zdecydowali, kto będzie przewodził nimi przez następne cztery lata — Waszyngtońska gorączka byłaby idealnym dopełnieniem obrazu, który kreują media i politycy, jakoby liczyły się wartości i pomoc najsłabszym. Terris nie pozostawia złudzeń, że tak nie jest.
Minęło ponad 125 lat od śmierci Żelaznego Kanclerza, jak nazywany był von Bismarck, a jego słowa nadal są aktualne. Ale żeby zrozumieć, jak funkcjonuje dzisiejszy świat amerykańskiego establishmentu, warto po książkę Bena Terrisa sięgnąć. Jedyna nadzieja w tym, że to, co amerykańskie jest zawsze naj-, więc może w innych państwach jest bardziej humanitarnie.