Autor: Marcin Popkiewicz
-
Wydawnictwo: Sonia Draga
Data wydania: 2015
ISBN 978-83-7508-667-6
-
Wydanie: papierowe, elektroniczne
Oprawa: twarda
Liczba stron: 424
Ta książka jest drogowskazem. Warto mu się dobrze przyjrzeć, zrozumieć go i mądrze wybrać kierunek, w którym razem pójdziemy. A przede wszystkim zabrać się do działania, jakby od tego zależała przyszłość świata. Bo zależy. z opisu wydawnictwa
Rewolucja energetyczna. Ale po co? to druga po Świecie na rozdrożu książka Marcina Popkiewicza. Podobnie jak pierwsza jest lekturą smutną. W depresję wpędzić może nawet nie nieuchronność katastrofy, do której zmierzamy. Autor jasno wskazuje bowiem, że podejmując działania już teraz unikniemy jej. Poczucie beznadziei bierze się głównie z tego, że ciężko dostrzec sygnały, że mieszkańcy naszej planety, a tym bardziej politycy, zdają sobie sprawę z doniosłości problemów, przed którymi stoimy. Czas zamiatania pod dywan powoli się kończy, a zmiany wciąż są minimalne. Podczas gdy Świat na rozdrożu – zakładając, że ktoś podjąłby się wydania za granicą – potrafiłby przybić obywateli większości krajów, Rewolucja energetyczna… szczególnie smutna jest dla nas, Polaków.
Książka ta jest właściwie rozwinięciem części wątków, które Marcin Popkiewicz poruszył właśnie w Świecie na rozdrożu. Jak wskazuje sam tytuł poświęcona jest głównie branży energetycznej i wyzwaniom, przed którymi stoi oraz tymi, które pojawią się w najbliższej przyszłości. Myliłby się jednak ten, kto uważa, że jest to lektura przeznaczona głównie do specjalistów w temacie. Wręcz przeciwnie, zrozumienie złożoności systemu energetycznego i rozległości koniecznych – tak, koniecznych, to nie fanaberia – zmian, przez zwykłego Kowalskiego jest kluczem do sukcesu. Bez solidnej wiedzy, którą prezentuje autor, trudno jest bowiem przejrzeć propagandę uprawianą przez przedstawicieli różnych lobby, dbających o własne interesy i chcących zablokować transformację. A ta jest absolutnie niezbędna, do czego Marcin Popkiewicz bardzo skutecznie przekonuje.
„Lewackie” brednie? – zapyta część czytelników. Skądże znowu! Samego autora trudno uznać za kogoś o poglądach lewicowych. Wręcz przeciwnie, sam siebie określa mianem konserwatysty. Wyraźnie jednak ideologia nie przysłania mu faktów. Dzięki temu każdy podejrzliwy czytelnik może być pewny, że nie ma do czynienia z manifestem, tylko popartym rzetelną widzą wywodem.
Autor zręcznie, krok po kroku tłumaczy w jakim punkcie historii ludzkości się znajdujemy i dlaczego energetyczna, zielona rewolucja jest koniecznością. Po drodze poznajemy podstawy współczesnej, światowej gospodarki (znacznie bardziej pogłębione w Świecie na rozdrożu, do którego odsyłam) i blaski i cienie paliw kopalnych. Najważniejsze jednak, że Marcin Popkiewicz przedstawia szereg wyliczeń, które pokazują, że rewolucja jest możliwa już teraz, a czekanie na technologiczny przełom wcale nie zmniejszy jej kosztów. Oczywiście z częścią liczb można dyskutować, nie wynika to jednak z manipulacji autora, lecz z faktu, że niektóre oparte są na szeregu zmiennych. Jeśli je zmodyfikujemy, na końcu uzyskamy inne wyniki. Wszystko to nie ma jednak najmniejszego znaczenia dla ogólnego przesłania książki.
O ile jednak z generalnym obrazem, jaki się rysuje z lektury, nie ma co dyskutować, w książce pojawił się szereg drobniejszych tematów, które należy uznać za kontrowersyjne. Trudno np. zgodzić się z utylitarystycznym podejściem autora do wyższej edukacji, która według niego powinna przygotowywać do wejścia na rynek pracy. Uniwersytety nigdy nie były, nie są i – miejmy nadzieję – nigdy nie będą jedynie fabrykami pracowników. Marcin Popkiewicz kilkukrotnie porusza też kwestię szybko psujących się sprzętów i kładzie to na karb świadomego działania producentów, zmierzających do maksymalizacji zysków. W końcu jeśli po 5 latach zepsuje ci się telewizor, musisz kupić kolejny. Niestety tej popularnej tezy autor nie poparł nigdzie wiarygodnymi źródłami. I choć nazwanie tego przekonania teorią spiskową mogłoby być przesadą, to jednak należy pamiętać, że wrażliwość dzisiejszego sprzętu wynikać może z dwóch innych czynników. Po pierwsze, ze stopnia skomplikowania urządzeń (w końcu zgodnie z jedną z wersji prawa Murphy’ego to co może się zepsuć, prędzej czy później się zepsuje, a im więcej elementów, tym większe tego prawdopodobieństwo). Po drugie, znakomita większość popularnych producentów minimalizuje ceny swoich produktów. Związane jest to z wykorzystaniem gorszych materiałów, które zmniejszają trwałość. A skoro ludzie chcą kupować tanio, a część nie widzi nic zdrożnego w częstej wymianie sprzętu, to z pewnością szefowie światowych koncernów nie mają powodów by starać się o trwałość produkowanych przez siebie przedmiotów.
Mam też pewne wątpliwości, czy przeniesienie noworodka z czasów kromagnonczyków i wychowanie go we „współczesnej rodzinie sprawiłoby, że miałoby takie same szanse zostania astrofizykiem lub programistą, jak każde inne żyjące dziś dziecko”. To, że mieliśmy wówczas mózgi wielkości takiej jak teraz i tworzyliśmy sztukę, nie oznacza od razu, że nasi przodkowie zdolnościami intelektualnymi w ogóle się od nas nie różnili. Są to jednak kwestie, które w żaden sposób nie rzutują na ogólne przesłanie książki.
Rewolucja energetyczna. Ale po co? to książka, dzięki której ci którzy jeszcze nie rozumieją, dlaczego zmiany są konieczne, przekonają się, że nie mamy wyjścia. Daje ona możliwość dogłębnego poznania problemu, którego nie da się skreślić w facebookowym poście czy nawet dłuższym artykule w gazecie. To jeden z tych tematów, który – zwłaszcza, że uważany za kontrowersyjny – wymaga rzeczowego i dokładnego przedstawienia w książce. Tym z Was, którzy toczą boje z miłośnikami „polskiego, czarnego złota” i powietrza, którym nie da się oddychać, da wiele argumentów, które będziecie mogli wykorzystać w dyskusjach. Autor kończąc książkę prosi o to, by polecać ją znajomym. Niniejszym to właśnie czynię. Kupujcie, pożyczajcie i czytajcie, bo to bardzo mądra książka poświęcona ważnym problemom, o których na co dzień nie myślimy.
Wydawnictwo: Wydawnictwo Sonia Draga
Format: 143 x 223 mm, e, e-book, papierowy
Intryguje mnie kondycja ludzkości po wyczerpaniu złóż węglowodorów..