Autorki: praca zbiorowa pod redakcją Wiesława Sikorskiego
-
Podtytuł: Jak wykorzystać potencjał mózgu w procesie uczenia się
Seria: Nowe ścieżki edukacji
Wydawnictwo: Dobra Literatura
Data wydania: 2015
ISBN 978-83-65223-26-5 -
Wydanie: papierowe
Oprawa: miękka
Liczba stron: 384
W ostatnim czasie dostrzegamy wzrost zainteresowania psychologów i pedagogów wynikami badań mózgu przy użyciu nowoczesnych technik neuroobrazowania – zwłaszcza funkcjonalnego rezonansu magnetycznego i tomografii komputerowej. Na podstawie tych wyników zmierza się do weryfikacji dotychczas stosowanych metod nauczania i uczenia się. Możliwość bezinwazyjnego monitorowania pracy mózgu podczas uczenia pozwala niejako „zobaczyć”, „jak uczy się mózg”, i określić, co należy zrobić, by edukacja szkolna była bardziej „przyjazna neuronom”.Książka jest dość luźnym zbiorem 11 rozdziałów (autorstwa 12 autorów), zebranych pod wspólnym mianownikiem wykorzystania wiedzy o funkcjonowaniu mózgu w edukacji, czyli “neurodydaktyki”. Twórcy i propagatorzy tego podejscia mają nadzieję, że dzięki dostosowaniu sposobu nauczania do specyfiki układu nerwowego ucznia, możliwe będzie sprawienie, że proces dydaktyczny będzie przebiegał efektywniej. Opracowanie powstało z myślą o dość szerokim gronie potencjalnych odbiorców (nauczycielach, pedagogach, socjologach, psychologach wychowawczych, etc.).
W książce podjęto próbę odpowiedzi na pytanie, czy nowa wiedza o mózgu jest na tyle wiarygodna i wystarczająca, żeby na jej podstawie stworzyć nową strategię nauczania w szkole. z opisu wydawnictwa
W książce opisano tak różnorodne zagadnienia jak “rzeźbienie mózgu” w trakcie rozwoju, rola neuronów lustrzanych w edukacji, kinezjologia edukacyjna, programowanie neurolingwistyczne, czy wspomaganie kształcenia za pomocą materiałów multimedialnych. Według informacji podanej na okładce “w książce podjęto próbę odpowiedzi na pytanie, czy nowa wiedza o mózgu jest na tyle wiarygodna i wystarczająca, żeby na jej podstawie stworzyć nową strategię nauczania w szkole”. W mojej ocenie, w książce nie znajdziemy rzetelnej odpowiedzi na to pytanie. Po przeczytaniu tej pracy, czytelnik może odnieść (niestety mylne) wrażenie, że wiedza na temat mózgu, którą obecnie posiadamy jest wystarczająca do tego, by osiągnięcia neuronauki bezpośrednio stosować w edukacji.
Fragmenty artykułów, w których autorzy piszą o edukacji, czy też o też tych jej aspektach, które leżą w obszarze ich kompetencji, są bez zarzutu. Autorzy wskazują na to, że metody dydaktyczne obecnie stosowane w edukacji są dalekie od ideału, a proces nauczania powinien być zmodyfikowany tak, aby pomagać uczniom w efektywniejszym zdobywaniu wiedzy. Co ważniejsze jednak, twórcy publikacji prezentują wiele praktycznych wskazówek dla nauczycieli. W książce można znaleźć ciekawe scenariusze lekcji (m.in. ćwiczenia dramowe, konspekty zajęć kształtujących wielozmysłowe poznawanie świata), a także informacje dotyczące tego, jak wspierać efektywne zapamiętywanie materiału. Ponadto, autorzy podkreślają rolę dostosowania sposobu nauczania do predyspozycji i preferencji ucznia, podkreślają rolę motywacji i emocji w edukacji, a także propagują wykorzystanie zabawy w procesie dydaktycznym. Pod tym względem książka może stanowić cenną pomoc dla nauczycieli, którzy chcieliby poszerzyć zakres stosowanych metod dydaktycznych. Nie bez znaczenia jest również to, że książka jest ładnie opracowana, zarówno pod kątem graficznym, jak i edytorskim.
Problem pojawia się wtedy, gdy autorzy wychodzą poza obszar swoich kompetencji i próbują prostym językiem tłumaczyć zagadnienia, w których nie są biegli, a które są meritum książki – tj. te z zakresu neurobiologii i neuronauki poznawczej. W efekcie, w książce znajdziemy miks bardzo różnych informacji, wśród których są fakty (“ metody neuroobrazowania są dalekie od doskonałości”), naciągane interpretacje (“wchodzenie w role […] powoduje namnażanie się struktur lustrzanych”), dyskusyjne uproszczenia (“mózg limbiczny reguluje procesy życiowe”) i kompletne bzdury (“lewa półkula hamuje pracę prawej półkuli”). W szczególności niepokojąca jest beztroska, z jaką twórcy książki przeskakują pomiędzy poziomem neuronalnym a osiągnięciami szkolnymi ucznia. Przykładowo, autorzy twierdzą, że “dzięki zdobyczom neuronauk, a ściślej – monitorowaniu aktywności neuronów (neuroobrazowaniu), nauczyciel może niejako zajrzeć do wnętrza mózgu – miejsca rzeczywistej pracy uczniów, a w konsekwencji precyzyjniej planować i stosować różne oddziaływania pedagogiczne (neurodydaktyczne), w tym także preferować zachowania pobudzające uczniowskie mózgi.” (R.11. s. 330). Na podstawie tego fragmentu, można odnieść wrażenie, że (a) to nie uczniowie pracują/uczą się, tylko ich mózgi i że (b) wyniki badań z zakresu neuroobrazowania można w prosty sposób wykorzystać w edukacji. Otóż, o ile konsekwencje przyjęcia punktu (a) są raczej nieszkodliwe (w wyobraźni wyświetlam obraz ucznia mówiącego “to nie ja mam problemy z odrobieniem pracy domowej, tylko mój mózg”), a tyle problem z punktem (b) jest znacznie większy. Z całą odpowiedzialnością (i niemałym smutkiem), zaryzykuję stwierdzenie, że nie można “zajrzeć do mózgu” po to by wybrać skuteczną interwencję dydaktyczną. Powodów jest wiele. Po pierwsze, mózg jest niezwykle skomplikowanym tworem i – mimo że dysponujemy sporą wiedzą dotyczącą jego funkcjonowania – nie możemy tej wiedzy po prostu wyjąć i zastosować w dowolnie wybranym przez siebie kontekście – w tym przypadku – w edukacji. Po drugie, sam proces edukacyjny jest niesłychanie złożony, rolę w nim pełnią oddziaływania na bardzo wielu poziomach – nie tylko neuronalnym, ale również poznawczym, emocjonalnym, społecznym i środowiskowym. Przyglądanie się neuronom w nadziei, że dzięki temu będziemy wiedzieli, jaki program nauczania zaproponować naszym uczniom, jest trochę jak uznanie, że wiedza na temat budowy i funkcjonowania samochodu pozwoli nam na krótsze stanie w korku w drodze do pracy. Co prawda orientowanie się w tym, jak działa silnik, nie zaszkodzi nam w rozwiązaniu problemu korka drogowego, ale też nie przybliży nas do jego rozwiązania. Tak, jak w przypadku aut na drodze mamy do czynienia z różnymi poziomami złożoności, a tego co dzieje się na wyższym poziomie (korek) nie możemy wyjaśnić poprzez proste zebranie informacji o tym, co jest na niższym poziomie (działanie silnika), tak również skutecznego nauczania nie możemy zredukować do tego, co dzieje się w synapsach.
Największym zarzutem z mojej strony jest to, że w książce zaprezentowano informacje niezgodne z bieżącą wiedzą naukową, nierzadko z wyrażonym nie wprost lub zupełnie explicite dopiskiem, że jest to coś, co jest “udowodnione”, “dowiedzione” naukowo. Niestety, w niektórych fragmentach pracy więcej jest informacji ze świata pseudonauki niż nauki. Przykładowo, w książce powtarzany jest mit dotyczący “matematycznej” lewej półkuli i “artystycznej” prawej. Co prawda autorzy wspominają, że obecny stan wiedzy nie pozwala na mówienie o tym, że u jednych osób dominuje lewa a u innych prawa półkula mózgu, ale już za chwilę tłumaczą, że “pełne odrzucenie podziału na analityczną prawą półkulę i twórczą lewą nie jest jeszcze w pełni uzasadnione, gdyż metody neuroobrazowania są dalekie od doskonałości”. Zaraz po tym fragmencie znajdujemy informację, że “tradycyjnie rozumiane kształcenie przebiega przy zaangażowaniu lewej części mózgu” (s. 15). Tutaj nasuwają się dwa pytania: (1) Jeśli metody neuroobrazowania są dalekie od doskonałości, to czy uzasadnione jest wykorzystywanie ich wyników do celów dydaktycznych? (2) Czy uczciwe jest interpretowanie wyników badań w taki sposób, by wesprzeć postulowane przez siebie tezy? Udzielenie odpowiedzi na te pytania pozostawiam w gestii czytelników. Pseudonauki w książce jest zresztą więcej. Znajdziemy na przykład rozdział dotyczący kinezjologii edukacyjnej – metody, która nie doczekała się pozytywnej weryfikacji naukowej (nawiasem mówiąc, z niezrozumiałych względów ten rozdział bardziej dotyczy diety niż kinezjologii). Jest także artykuł, w którym opisano możliwości stosowania w edukacji programowania neurolingwistycznego (NLP), czyli interwencji, która została odrzucona przez świat naukowy jako nieskuteczna. Co więcej, znaczna część rozdziału dotyczącego rozwoju mózgu w biegu życia poświęcona jest pamięci prenatalnej. Powstawanie synaps w mózgu rozwijającego się płodu jest interpretowane w tym rozdziale jako zdolność do “zapamiętywania bardzo wielu różnorodnych bodźców” (s. 23), co jest rażącą nadinterpretacją i wskazuje na brak zrozumienia związków pomiędzy procesami neuronalnymi a poznawczymi. W dalszej części rozdziału możemy się natomiast dowiedzieć, że “samoświadomość dziecka oraz pamięć zaczynają kształtować się długo przed urodzeniem”, a “zdaniem bardzo wielu specjalistów zajmujących się okresem prenatalnych życie ludzkie zaczyna się najpóźniej w drugiej generacji przed własnym poczęciem” (s.27). Są to kontrowersyjne stwierdzenia, nie poparte cytowaniami, które pozwoliłyby na rzetelną weryfikację prezentowanych treści. Powyżej przedstawiłam tylko kilka wyrazistych przykładów, ale właściwie w każdym rozdziale można znaleźć fragmenty, które mają niewiele wspólnego z wiedzą naukową. Najgorsze jest to, że w całym tekście praktycznie nie ma cytowań oryginalnych badań dotyczących opisywanych zagadnień (cytowane są głównie opracowania), przez co czytelnik ma ograniczoną możliwość sprawdzenia, w jakim stopniu czytany fragment tekstu odzwierciedla bieżący stan wiedzy, a na ile jest interpretacją lub opinią autora. Żeby było jasne, nie mam nic przeciwko umieszczaniu w książce kontrowersyjnych treści, ale przy tylko przy założeniu, że czytelnik otrzyma możliwość skonfrontowania ich z oryginalnymi źródłami i dokonanie oceny jakości argumentacji. W przypadku tej pozycji czytelnik jest bez szans. Jeśli nie jest obeznany z metodologią badań empirycznych i/lub nie posiada elementarnej wiedzy na temat funkcjonowania układu nerwowego, nie będzie w stanie oddzielić informacji prawdziwych, zweryfikowanych naukowo, od tych, które z nauką mają niewiele wspólnego. Jest to szczególnie niekorzystne, ponieważ publikacja powstała z myślą o dość szerokim gronie potencjalnych odbiorców, w szczególności o nauczycielach i pedagogach, a także psychologach wychowawczych czy socjologach edukacji.
Reasumując, nie mam wątpliwości, że książka posiada walory edukacyjne w tych fragmentach, które dotyczą planowania i przeprowadzenia zajęć z uczniami, niestety w częściach dotyczących wiedzy o mózgu jest po prostu nierzetelna. Doceniam autorów za chęć propagowania wiedzy dotyczącej funkcjonowania mózgu wśród nauczycieli, jednak życzyłabym sobie, żeby twórcy publikacji z zakresu neurodydaktyki (wśród których – przynajmniej w Polsce – dominują pedagodzy) postawili na intensywniejszą współpracę ze specjalistami znającymi się na budowie i funkcjonowaniu mózgu. Interdyscyplinarna współpraca nie tylko pozwoliłaby uniknąć nieuzasadnionych interpretacji i nieadekwatnych uproszczeń, ale przede wszystkim umożliwiłaby skuteczniej wykorzystywać realne osiągnięcia neuronauki w edukacji. A to jest głównym celem neurodydaktyki.