Autor: Álvaro Bilbao
-
Tłumaczenie: Zbigniew Zawadzki
Tytuł oryginału: El cerebro del niño explicado a los padres
Wydawnictwo: Bukowy Las
Data wydania: 2018
ISBN: 978-83-8074-126-3
- Wydanie: papierowe
Oprawa: miękka
Liczba stron: 304
W trakcie pierwszych sześciu lat życia mózg dziecka dysponuje możliwościami, których nie będzie mieć już nigdy potem. Alvaro Bilbao, doktor psychologii, neuropsycholog i ojciec trójki dzieci dowodzi, jak wiedza na temat dziecięcego mózgu może znacząco pomóc w budowaniu głębokich i satysfakcjonujących relacji między rodzicami i dziećmi.Ten praktyczny przewodnik dla rodziców i wychowawców, napisany żywym i przystępnym językiem, podsumowuje współczesną wiedzę psychologiczną, która pomaga wspierać dzieci w ich intelektualnym i emocjonalnym rozwoju.z opisu wydawnictwa
Czytając tę poruszającą książkę, wielokrotnie uświadamiałam sobie jak bardzo JA – MAMA i mój mąż – TATA, pomimo wszelkich starań błądzimy po omacku. Błądzimy my Rodzice, Dziadkowie i Wychowawcy, choć nie chcemy błądzić w ciemności, której wszystkie dzieci się boją. Pragniemy przecież aby nasze uszy codziennie słyszały: Mamo, tato! Boli mnie brzuch…. ze śmiechu oczywiście! A jednak tak nie jest, a częstokroć naszymi dobrymi chęciami, naszym dobrem pozbawionym konsekwencji jest wybrukowane piekło naszych dzieci. Im szybciej sobie to uświadomimy, tym lepiej dla nas wszystkich. Bo paradoksalnie, to co my uważamy za dobre i słuszne dla nich, zmysły naszych podopiecznych odbierają zupełnie przeciwnie, zwłaszcza jeśli nie dostają od nas tego czego najbardziej potrzebują tzn. jasnych i krótkich, nieskomplikowanych komunikatów, które same układają się w proste zasady dnia codziennego, pozwalając im na poczucie bezpieczeństwa i bezwarunkowej miłości. Ta książka pokazuje jak stać się dobrym rodzicem i nie pozwolić zmarnować tego cudownego i niepowtarzalnego daru jakim bez wątpienia są nasze dzieci. To od nas rodziców, dziadków i opiekunów zależy czy nauczymy nasze dzieci być szczęśliwymi. Jak pisze autor, bez mądrych zasad, którym sami stajemy się wierni jak psy, których musimy stać się żywym dowodem i przykładem, bezpowrotnie porzucając uprawianie pustosłowia, bez namysłu wyrzucanego w otaczające całą rodzinę powietrze, bez hipokryzji uspakajającej nasze sumienia – nie zapewnimy dzieciom pełnego i właściwego rozwoju umysłowego. To nie mogą być tylko hipotetyczne założenia i plany, to muszą być zasady do przestrzegania – zwłaszcza przez nas, dorosłych, inaczej bowiem o rodzicielskich autorytetach możemy zapomnieć.
Nie wystarczy zatem wypisanie na kolorowej kartce i powieszenie na lodówce wspaniałomyślnego schematu, który zapewne ładnie wygląda i wszyscy go podziwiają. Nie możemy sobie pozwolić na samozachwyt, zwłaszcza w dzisiejszych czasach zdominowanych przez postawy narcystyczne, jakże modne i promowane. Przyjmując ten rodzaj modelu rodziny pozostajemy w nieustannym zachwycie nad idealnym domem jaki tworzymy, który jednak stanowi jedynie mit i niewiele ma wspólnego z prawdą. Pamiętajmy, że jeśli my rodzice, nie będziemy szczęśliwi, to nasze dzieci pójdą za nami do piekła. Jeśli nie będziemy wykorzystywać w pełni swoich możliwości, nie będziemy żyć w poczuciu spełnienia to nie damy nikomu innemu poczucia szczęścia. Nie powinniśmy, jak pisze autor w kółko myśleć o przyszłości i biegać za pieniędzmi, które mają rzekomo służyć szczęściu naszych dzieci. Nasza prawdziwa miłość polega na byciu z nimi tu i teraz, na oddaniu wszystkiego teraźniejszości, to jest wielkoduszność, to jest poświęcenie, to jest inwestycja w przyszłość, a nie inne „bzdury” i „bzdety”, które wydają nam się tak „cholernie” ważne.
Ta recepta nie jest jednak taka prosta do zrealizowania, prawda? Wprowadzić zmiany, odwrócić priorytety, zahamować łaknienie luksusu… Poświęcić czas tu i teraz, kiedy właśnie nasze dzieci nas najbardziej potrzebują, a my właśnie padamy na pysk ze zmęczenia i nie mamy humoru bo wkurzył nas niesprawiedliwy szef w pracy. Oddzielić życie zawodowe od prywatnego, zostawić cały ten chłam za drzwiami naszych domów. Brzmi pięknie, jak bajeczny eliksir na wszelkie zło… Z drugiej strony przecież jakoś tłumaczymy niepowodzenia naszym dzieciom, wtedy się mądrzymy i puszymy, dajemy świetne rady. Dlaczego nie potrafimy dać ich sobie, dlaczego sami nie umiemy się zdystansować, a wymagamy tego od naszych pociech? Musimy zacząć od siebie, bo nasze dzieci kształtują się „na obraz i podobieństwo” nasze. I pamiętajmy, że inwestowanie w wiedzę zawsze przynosi największe efekty. Inwestujmy zatem i w siebie i w dzieci, myślmy całościowo.
Autor książki opiera się na zasadach, które wprowadzała w życie Maria Montessori. Tej postaci bliżej zapewne nie trzeba przedstawiać. Najważniejszą inspiracją dla autora książki, wydaje się być stwierdzenie Marii Montessori: „Najważniejszym okresem w życiu nie są studia uniwersyteckie, lecz wiek najwcześniejszy od narodzin do szóstego roku życia”, co oznacza dla mnie tyle samo co: „spieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą”- bo w innym wypadku zbyt szybko możemy zetknąć się z pustką, głuchotą, wewnętrznym osamotnieniem. I nie chodzi tutaj bynajmniej o śmierć fizyczną, o której pisał ks. Jan Twardowski, ale jest to zapewne metafora śmierci intelektualnej, duchowej, totalnej klęski nas samych Rodziców.
Autor książki, dowodzi w niej na podstawie przeprowadzonych badań naukowych, że w trakcie pierwszych sześciu lat życia, mózg dziecka dysponuje możliwościami, których nie będzie mieć już nigdy potem. Álvaro Bilbao, neuropsycholog i ojciec trójki dzieci, próbuje dokonać czegoś niezwykle trudnego – zmiany w myśleniu o wychowaniu dzieci, zakorzenionym głęboko w mieszkańcach Europy. Dowodzi totalnej porażki wychowania w duchu tzw. wojskowej dyscypliny, a nawet udowadnia ile szkody może ona przynieść młodym pokoleniom. Wiedza na temat dziecięcego mózgu zawarta w tej książce, wskaże nam odpowiednią drogę postępowania, pomoże w budowaniu głębokich i satysfakcjonujących relacji między rodzicami i dziećmi. Nasze dzieci, dzieci na całym świcie, w każdym jego najmniejszym zakątku – wszystkie są cudowne, prawdziwe i nieskazitelne – nie zepsujmy tego. Pozwólmy im być sobą. Cieszmy się chwilą razem z nimi, nie stanówmy dla nich przeszkody. Nie stawajmy się z dnia na dzień starymi, zepsutymi konarami, które oplatają świeże gałązki i wstrzymują, tłumią, ograniczają ich potencjał. Nie zamieniajmy się w więzienie dla praw młodości (pomimo różnych trudności, które wszyscy napotykamy, bo takie jest życie). Po prostu wstawajmy rano i cieszmy się swoim Rodzicielstwem, bezcennym darem który otrzymaliśmy, korzystajmy zarówno z rozumu jak i z intuicji. Pamiętajmy o równowadze – dobrej głowie i dobrym sercu – tylko to połączenie stanowi doskonałość. Jeśli jedno z nich szwankuje – nigdy nie będzie dobrze, mózg emocjonalny i racjonalny muszą pozwolić sobie na partnerstwo i współpracę, tolerancję wobec siebie nawzajem. Po prostu na tzw. zdrowy rozsądek.
Autor pisze także o narzędziach motywujących i wspomagających rozwój dziecka. Nasze dzieci są małymi artystami, jest w nich 100% „świeżego soku z natury” i powinny z tego korzystać „pełną parą”. Tak jak tego dokonują wielcy artyści tego świata obserwując naturę. Nie zniechęcajmy naszych małych zapaleńców, nawet wtedy gdy nic im nie wychodzi, kiedy nie ma oczekiwanego postępu – „nie od razu Rzym zbudowano”. Nasza w tym głowa by ukazać właściwe, dobre modele działania, bo wiemy już, że zdolności emocjonalne i intelektualne naszych dzieci realizują się właśnie poprzez obserwację i naśladowanie. Mamo i tato – jesteście modelami rozebranymi do naga i pozującymi codziennie waszym artystom. To wy decydujecie jak bardzo się odsłonicie w danym momencie i na ile jest to potrzebne. Studium odwzorowania trwa…zegar tyka. Wzmacniajmy pozytywne postawy dzieci nagrodami, ale nagrodami skutecznymi. I tutaj warto zauważyć, że najłatwiej kupić zabawkę, dać nagrodę materialną. Niestety, to mało skuteczne nagrody, które podobnie jak jedzenie, dają sygnał dziecku, że nie zależy im na nim bo idziemy na łatwiznę. Dzieci oczekują od nas czegoś więcej. Podobnie działają niekonstruktywne pochwały np. pochwalenie malucha, że zrobiło coś dobrze, ale mogłoby lepiej – to najgorsze co możemy robić, bo właśnie ten rodzaj działania deprymuje i zniechęca, podobnie jak chwalenie w obecności innych – to z kolei zawstydza. I choć nam się wydaje, że dzieciom się to podoba to jednak w głębi serca nie chcą tego wszystkiego. A czego chcą i co działa? Chcą spędzać z nami czas na wybranej przez siebie zabawie, chcą żeby im powierzyć jakąś odpowiedzialną czynność np. pokrojenie cukinii do obiadu, albo niesienie kluczy od domu w drodze z przedszkola, chcą jakiegoś przywileju np. zadecydować co zjemy dzisiaj na kolację wszyscy razem, chcą prawdziwego zachwytu i dumy w naszych oczach, przytulenia, pocałunku, gratulacji, przybicia piątki i podziękowania, ludzkiego podziękowania, potraktowania jak człowieka, a nie maskotki… Wzmacniajmy nasze dzieci zawsze gdy jest to konieczne, gdy robią postęp, choćby nawet malutki. Pamiętajmy, że czyhają na nas pułapki takie jak np. brak satysfakcji czy gorycz. Wywołują one poczucie winy bądź dożywotniego zobowiązania, które zbyt obciąża małe głowy i serca – WAŻMY SŁOWA I GESTY! Wystarczy po prostu powiedzieć: „wspaniale się ubrałaś księżniczko”, albo „jesteś mistrzem mój synku” i od razu można góry przenosić. Nie dodawajmy do naszego rodzicielstwa zbytecznego mentorstwa i przemądrzalstwa w stylu: „lepiej niż wczoraj”, „uff wreszcie”, „oby tak zawsze”, „mam nadzieję, że tak już zostanie”. Bądźmy dla naszych dzieci partnerami, przyjaciółmi, bądźmy dla nich dobrzy. Kiedy czytałam tę książkę i teraz kiedy piszę o niej tych kilka miłych słów, myślę sobie jacy my dorośli jesteśmy złośliwi i obrzydliwi w swoim wygodnictwie i nawykach, w swojej egoistycznej chęci świętego spokoju. Jacy my – tacy oni, do kogo zatem mamy pretensje? Dlaczego do nich , a nie do siebie? Dzięki tej książce zobaczyłam własną miałkość i marność. Lecz oczywiście, nie chodzi o to żeby z samego rana wstawać i karcić samego siebie, lecz o to by rosnąć w siłę za sprawą świadomości i odpowiedzialności, jaką niesie ze sobą mądre rodzicielstwo.
Kolejna sprawa to kary – kto to w ogóle wymyślił? Autor pisze: „NAZBYT CZĘSTO SFRUSTROWANI RODZICE KONCENTRUJĄ CAŁĄ SWOJĄ UWAGĘ NA NEGATYWNYCH ZACHOWANIACH DZIECKA” (chyba to wyryję dużymi literami na ścianie u siebie w salonie). Nie tylko rodzice, to jest też problem późniejszy, naszych niecierpliwych nauczycieli, którzy uważają, że najlepszą metodą wychowawczą jest metoda „Hittler Jugend”. Dlaczego nie można się dostosować do możliwości dziecka? Dlaczego KARY NIE DZIAŁAJĄ? Bilbao pisze, że poprzez karę odbieramy dziecku prawa, np. prawo do jazdy na rowerze. To wystarczy, aby zastosowaniem tej kary nauczyć dziecko zupełnie czegoś innego niż zamierzaliśmy. Czego? Otóż przekazujemy mu informację, którą od razu koduje jego mózg. Mianowicie, „że kara jest pełnoprawną formą relacji międzyludzkich”. Jaką to korzyść przyniesie naszym dzieciom i światu? Czy w ten sposób przekonamy je, że jest rozkapryszone, i że tak nie wolno? Niestety nie. Taka kara natomiast przekona dziecko i upewni go w tym, że kiedy człowiek czuje się sfrustrowany, ma prawo zwrócić się przeciwko innym i sprawić, żeby ci inni też poczuli się źle. Czy to jest dobre? Czy czyjakolwiek krzywda w ten sposób zostaje naprawiona? Odpowiedzmy sobie sami. Poza tym kary wywołują poczucie winy, dziecko płacze i przełyka we łzach swoją godność prosząc o wybaczenie… czy to jest ludzkie? Przecież to zabija empatię! I na koniec najbardziej szkodliwa konsekwencja kary. Przy tej okazji dziecko uczy się czegoś na swój własny temat. Mianowicie informujemy je, że jest niegrzeczne czy nawet gorzej – niedobre. Jego mózg wykorzystuje te informacje do wytworzenia pewnej „samowiedzy” i za każdym razem gromadzi te informacje o nim samym (jesteś taki i owaki). Jest to bardzo wrażliwy obszar mózgu dziecka zwany hipokampem. Służy on gromadzeniu otrzymywanych danych, odpowiada za magazynowanie wszystkich zapamiętywanych informacji o świecie i o sobie samym. Autor daje w tym miejscu cudowny przykład: jeśli dziecko wie, że latem jada się lody, gdy przyjdzie odpowiedni czas poprosi o nie mamę lub tatę. Jeśli wie, że głaskanie psa jest przyjemne, ale trzeba to robić delikatnie, będzie tak robić kiedy zobaczy psa i mu na to pozwolisz. I analogicznie jeśli dziecko uważa siebie samego za osobę posłuszną i grzeczną, odważną, niestrachliwą, zdyscyplinowaną tak właśnie będzie się zachowywać. Zachowa się zgodnie z zarejestrowaną poprzez mózg informacją o sobie samym, pochodzącą od Ciebie drogi Rodzicu. Dziecko uważające się za niegrzeczne, niewychowane, histeryczne, egoistyczne w wyniku ładowania przez rodziców w niego takich informacji, będzie właśnie w taki, a nie inny schemat wchodzić i tak reagować. Zatem nie obrażajmy naszych dzieci, nie odbierajmy im godności, nie krzyczmy i nie karajmy ich. Traktujmy je tak jak chcielibyśmy, żeby traktowano nas samych – „Miłuj bliźniego swego jak siebie samego”. Mówmy im w momencie ich frustracji i zdenerwowania, że to jest niepotrzebne bo przecież one są odważne, cierpliwe, spokojne, ciche, grzeczne, umieją się dzielić. Mówmy im, że są cudowne, bo właśnie takie są. Nie ma dzieci niegrzecznych, niemiłych i niedobrych – to my, dorośli, tacy jesteśmy.
Autor porusza w tej książce wiele innych wątków wychowawczych i rozwojowych. Myślę że każdy rodzic, każdy dojrzały emocjonalnie człowiek, dorosły i mądry, całkowicie odpowiedzialny za świat, w którym żyjemy, powinien tę książkę przeczytać. Zadawajmy czasem samym sobie pytanie: czy naprawdę jesteśmy tacy jak nam się wydaje? Czy nasze wyobrażenie o nas samych jest prawdziwe? Pewnie nie, ale przecież możemy się doskonalić i walczyć o nasze dzieci jeśli tylko tego chcemy. A IDEAŁY ISTNIEJĄ TYLKO W BAJKACH. W ŻYCIU PRAWDZIWYM JEST DOBRZE WTEDY GDY TOWARZYSZY NAM SAMOŚWIADOMOŚĆ I AUTOKRYTYKA. Umiejętność przyznania się do błędu, powiedzenie przepraszam, właśnie w obliczu naszych dzieci. To nam nie ujmuje, wręcz odwrotnie, czyni nas Kolosami. To ogromnie dużo, bo wtedy stajemy się ludzcy, a nasze dzieci wiedzą, że nie muszą być chodzącymi robotami, wiedzą że są istotami najbardziej wrażliwymi i kochanymi ponad wszystko i pomimo wszystko, bezwarunkowo.
Na zakończenie tej przydługiej i może zbyt emocjonalnej wypowiedzi, chciałabym życzyć wszystkim Rodzicom wytrwałości w tym wielkim zadaniu, jakie wciąż przed nami stoi. I podziękować najważniejszym osobom w moim życiu. Mojemu mężowi za dostarczenie mi tej niecodziennej, intelektualnej uczty, jaką była książka „Mózg dziecka. Przewodnik dla rodziców”. No i oczywiście dziękuję Natalii, naszej cudownej córce, która codziennie inspiruje nas do walki z własnymi słabościami.
Pingback: Mądre Książki na wakacje - edycja 2018 - Mądre Książki