Autorzy: Krzysztof Ciesielski, Zdzisław Pogoda
-
Seria/cykl wydawniczy: Poznajemy. Zagadki…
Wydawnictwo: Demart
Data wydania: 2015
ISBN 978-83-7427-898-0 -
Wydanie: papierowe
Oprawa: twarda
Liczba stron: 88
120 pytań i odpowiedzi związanych z liczbami, bryłami i figurami, szyfrowaniem, dokonaniami wielkich matematyków i zastosowaniami matematyki w praktyce opracowali znani matematycy i popularyzatorzy tej dziedziny z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Niejednokrotnie zadają pytania – wydawałoby się wydumane, teoretyczne by w odpowiedzi pokazać bardzo praktyczne zastosowanie do rozwiązania życiowego problemu. Zmuszają naszą wyobraźnię do gimnastyki gdy konstruują zadziwiające bryły o jeszcze bardziej zadziwiających własnościach, ale… zawsze nam pomagają ilustracją. I aż trudno uwierzyć, że wiele z tych problemów rozważali już starożytni myśliciele. Z drugiej strony autorzy pokazują naprawdę barwne postacie i sytuacje związane z matematyką, jak chociażby wymyślona przez grupę młodych francuskich matematyków postać Nicolasa Bourbakiego w celu publikowania pod tym nazwiskiem nowoczesnych podręczników dla studentów. Tylko w ten sposób ich głos mógł być przeciwstawiony uznanym autorytetom i poważnie potraktowany, a aura tajemniczości ekscentrycznego Bourbakiego dodawała dynamiki całej dyskusji. Zdemaskowano tę grę po wielu latach… z opisu wydawnictwa
Na książkę Poznajemy. Zagadki matematyczne trafiłam przypadkiem w księgarni. Do ręki wzięłam ją z pewnym sceptycyzmem – wizualnie kojarzyła mi się ze stylizowanymi na albumowe wydania publikacjami wydawanymi z myślą o nagrodach na zakończenie roku, zazwyczaj niestety kiepskiej jakości. Otwarłam na losowej stronie i – zaskoczenie: Stanisław Ulam?! W tego typu książce? Przewracam kartki: Stefan Banach, Kawiarnia Szkocka, twierdzenie o kanapce, mozaiki Penrose’a, liczba Erdosa… Coś pięknego! Tajemnicę takiego akurat – ciekawego i ambitnego – doboru treści wyjaśnia spojrzenie na nazwiska autorów: Krzysztof Ciesielski i Zdzisław Pogoda to mistrzowie popularyzacji matematyki, łączący talent popularyzatorski z ogromną wiedzą matematyczną.
Tytuł książki może być nieco mylący. Jak wyjaśniają autorzy we wstępie: Zagadki w tej książce mają nieco inny charakter, a odpowiedzi składają się przeważnie z więcej niż kilku zdań, nawet wtedy, gdy pytanie sugeruje bardzo krótką odpowiedź i brzmi >>jak się nazywał?<<, >>kiedy wykazano…?<< czy >>ile jest…?<<. Po prostu zagadka jest pewnego rodzaju pretekstem do przekazania Czytelnikowi rozmaitych informacji związanych z matematyką. Pomysł sprawdza się świetnie.
Książka jest podzielona na kilka rozdziałów. W pierwszej części, zatytułowanej Liczby, poznamy sito Erastotenesa i liczby bliźniacze, dowiemy się, czym jest googol i co ma on wspólnego z przeglądarką Google, przeczytamy, dlaczego jedynka nie jest liczbą pierwszą oraz przekonamy się, że nie zawsze 2 + 2 = 4. Rozdział Figury przybliży nam ciekawe własności wielościanów, twór zwany torusem czy fraktale. W Rozmaitościach spotkamy tangramy, Napoleona Bonapartego i jego twierdzenie (tak, tak!), figury niemożliwe, paradoks golibrody, problem czterech barw oraz wspomniane twierdzenie o kanapce. Moja ulubiona część, nosząca tytuł Postacie, przybliży osoby Fibonacciego, Fermata oraz całej plejady polskich matematyków ze Stefanem Banachem, Stanisławem Ulamem i Hugonem Steinhausem na czele. Przeczytamy też o Polskim Towarzystwie Matematycznym i Medalu Fieldsa, a także najbardziej tajemniczym matematyku w historii – Nicolasie Bourbakim. Książkę kończą zadania (z rozwiązaniami), a całość wzbogacają dziesiątki ilustracji.
Wydawnictwo Demart zadbało o twardą oprawę, pełnokolorowy druk, powlekany papier. Może przy tym formacie (A4) można było zdecydować się na nieco większą czcionkę, ale z drugiej strony większa liczba stron odbiłaby się zapewne na cenie, a ta jest wyjątkowa: książkę tę można kupić za niecałe 20 złotych! Okładka nie jest zbyt piękna, ale taka stylistyka tego typu publikacji.
Poznajemy. Zagadki matematyczne to lektura ciekawa, lekka i przyjemna. Mnogość poruszanych tematów pozwala czytelnikowi na zorientowanie się, co go najbardziej interesuje – pokazuje, gdzie iść dalej, czego szukać. Kto zna pojęcia i postaci wymienione w tej recenzji, nie będzie musiał być przekonywany do wzięcia książki do ręki. A kto nie zna – niech zmierzy się z Zagadkami jak najszybciej!
Dla mnie największą zagadką (w pewnym sensie matematyczną) jest możliwość wydania książki w twardej oprawie za 20 zł, czyli dużo taniej niż wielu e-booków, które miały znacznie mniej kosztować..
Przy wielu egzemplarzach druk to zaskakująco niewielka część kosztów – stąd różnica między książką papierową a elektroniczną jest tak mała. Zobacz, jak tanie są niektóre czasopisma w pełnym kolorze i na powlekanym papierze…
ale ile dzieciąt tysięcy z tych nakładów idzie na przemiał?
Rzadko drukuje się nakłady w ogóle mające dziesiątki tysięcy 😉
Wśród ogólnie drogich e-booków jest światełko w tunelu w postaci e-bibliotek, gdzie za parę zł można od (wirtualnej) deski do deski przeczytać interesującą pozycję
Około 1/4 przeciętnego czasopisma to znacznie obniżające cenę reklamy,. Wydawnictwa zamrażają swe środki finansowe decydując się na druk i przechowywanie egzemplarzy. Pewnie zawyżają cenę, licząc że niechodliwą część nakładu pozbędą się za pól darmo itp
Pamiętam sprzed lat audycję radiową, w której przytaczano wiele argumentów za tanimi e-bookami. Teraz widzę, że były niczym przedwyborcze obietnice
Z tego, co wiem, czasopisma mogłyby być w ogóle drukowane za darmo; myślę, że nie całość kosztów pokrywają reklamy. Druk (w wysokim nakładzie) jest naprawdę tani. A twarda oprawa to bodajże kwestia złotówki więcej na egzemplarzu (czy podobnej kwoty). Tak, koszty są zawyżone. Miałam na myśli to, że nie dziwi mnie, że e-booki nie są tak tanie. Podobno rynek e-booków jest wyjątkowo mały; wydawnictwa nawet nie podają, ile egzemplarzy sprzedają. Plotki głoszą, że 100-200 egzemplarzy w Polsce to już dużo (sic!). I wtedy koszty trzeba podzielić na te sto egzemplarzy – stąd cena. Takie zamknięte koło: ludzie kupują mało e-booków, bo są drogie, a one są drogie, bo mało się ich kupuje.
Tak, koszty są zawyżone. Miałam na myśli to, że nie dziwi mnie, że e-booki nie są tak tanie. Podobno rynek e-booków jest wyjątkowo mały; wydawnictwa nawet nie podają, ile egzemplarzy sprzedają. Plotki głoszą, że 100-200 egzemplarzy w Polsce to już dużo (sic!). I wtedy koszty trzeba podzielić na te sto egzemplarzy – stąd cena. Takie zamknięte koło: ludzie kupują mało e-booków, bo są drogie, a one są drogie, bo mało się ich kupuje.