Autor: Kazimierz Kuratowski
-
Seria/cykl wydawniczy: –
Wydawnictwo: Omega
Data wydania: 1973
ISBN brak -
Wydanie: papierowe
Oprawa: miękka
Liczba stron: 192+wkładki
Zaczynając mą opowieść o ostatnim pięćdziesięcioleciu matematyki polskiej, winienem przestrzec Czytelnika przed nadzieją znalezienia tu szczegółowych danych historycznych, dotyczących omawianego okresu. Nie było to moim celem, gdy podjąłem się tego opracowania. Przede wszystkim pragnąłem – opierając się na moich osobistych wspomnieniach – odpowiedzieć na pytanie, jak doszło przed pół wiekiem do eksplozji matematyki w Polsce; w kraju, który nie miał tradycji w tej dziedzinie wiedzy, i w okresie, gdy kraj ów, niemal nazajutrz po wyjściu z długoletniej niewoli i po zakończeniu ciężkiej, wyniszczającej wojny, znajdował się w szczególnie trudnej sytuacji.
Z pytaniem tym spotykałem się nader często, zarówno w kraju, jak i za granicą. Odpowiadam na nie ustami naocznego świadka, a częściowo uczestnika tej wielkiej przygody, jaką było powstanie Polskiej Szkoły Matematycznej.fragment książki
O polskich matematykach przeciętny czytelnik jeszcze niedawno nie wiedział raczej nic. Sytuację nieco zmieniła interesująca książka Mariusza Urbanka o lwowskiej szkole matematycznej. Nawet ci, którzy nie znosili matematyki w szkole, dowiedzieli się, że był ktoś taki jak Stefan Banach, że matematycy od stuleci nie zajmują się tym, o czym uczymy się na lekcjach (i zazwyczaj nie lubią liczyć), a ulubionym miejscem spotkań lwowskich matematyków był nie uniwersytet, a Kawiarnia Szkocka (w której pito głównie bynajmniej nie kawę).
Ciekawostki ciekawostkami, ale skąd w ogóle wzięła się lwowska szkoła matematyczna? I czy cała matematyka polska to to, co działo się przez kilkanaście lat we Lwowie? Co działo się przed pierwszą wojną światową i po drugiej? Co jeszcze – poza spotkaniami w kawiarni – robili polscy matematycy?
Nie istnieje książka odpowiadająca na wszystkie te pytania. A co istnieje?
Mamy kilka naprawdę niezłych autobiografii i wspomnień. Kiedyś zachęcałam do przeczytania Przygód matematyka – autobiografii Stanisława Ulama, jednego z twórców bomby atomowej i zresztą członka lwowskiej szkoły matematycznej, bardzo przypominającej słynne Pan raczy żartować, panie Feynman (które zresztą powstało kilka lat później). Tym razem pozycja znacznie mniej żartobliwa, ale za to bardziej przekrojowa.
Pół wieku matematyki polskiej 1920-1970. Wspomnienia i refleksje napisał Kazimierz Kuratowski – wybitny polski matematyk, którego nazwisko poznaje się już na pierwszym semestrze studiów matematycznych. Mamy więc relację osoby, która widziała powstawanie polskiej szkoły matematycznej od wewnątrz – rewelacja!
Zaczynamy od pierwszych lat XX wieku – pierwszych, pojedynczych sukcesów matematycznych Polaków. Eksplozja matematycznych talentów przypada na dwudziestolecie międzywojenne, któremu poświęcony jest rozdział drugi. Kazimierz Kuratowski tłumaczy, dzięki czemu było możliwe powstanie w tak błyskawicznym tempie uznanej na całym świecie polskiej szkoły matematycznej. Pojawia się też lwowska szkoła matematyczna oraz Polskie Towarzystwo Matematyczne. Rozdział trzeci to okres okupacji hitlerowskiej i śmierć ogromnej liczby matematyków polskich.
Najdłuższy jest rozdział czwarty – Matematyka w Polsce Ludowej, czyli powolna odbudowa matematyki w Polsce po straszliwych zniszczeniach podczas wojny. Powstanie Instytut Matematyczny Polskiej Akademii Nauk (którego dyrektorem zostanie autor książki, Kazimierz Kuratowski), działalność wznowi Polskie Towarzystwo Matematyczne (obowiązki prezesa po śmierci Banacha w 1945 obejmie również właśnie Kazimierz Kuratowski).
Książkę kończą biogramy wybitnych matematyków polskich oraz obszerna bibliografia. Autor zadbał też o dodanie zdjęć z obszernymi podpisami – to lubię!
Powiedzmy uczciwie: to nie jest pasjonująca lektura. To raczej rzetelny, spokojny, uporządkowany spis tytułowych wspomnień i refleksji. Na pewno nie jest to dobra książka na początek, ale dla tych, którzy już nieco słyszeli, już nieco czytali – będzie ciekawa. Rzadko bowiem można poznać opowieść o pół wieku nauki z ust kogoś, kto w jej świecie zajmował ważne miejsce, kto uczestniczył w jej tworzeniu i kto zna ją tak dobrze.
Wspaniale, że autorka recenzji sięga po książki starszej daty – biblioteki są ich pełne a tak niewiele osób zna ich wartość…
Dzięki za miłe słowa. Buszowanie po bibliotekach jest często jeszcze bardziej pasjonujące niż buszowanie w księgarniach. A ile perełek można upolować podczas likwidacji starych księgozbiorów!