Autor: Klaus Theweleit
- Tłumaczenie: Piotr Stronciwilk
Tytuł oryginalny: Das Lachen der Täter: Breivik u.a.: Psychogramm der Tötungslust.
Seria/cykl wydawniczy: –
Wydawnictwo: Wydawnictwo Naukowe PWN
Data wydania: 2016
ISBN 9788301185435
- Wydanie: papierowe
Oprawa: twarda
Liczba stron: 250
Znany niemiecki eseista i badacz kultury Klaus Theweleit napisał jeden z najbardziej kontrowersyjnych komentarzy do transmitowanych współcześnie na cały świat mordów, nazywanych najczęściej „aktami terroryzmu”. Śmiech morderców poświęcony jest śmiechowi, rechotowi wręcz, towarzyszącemu oprawcom mordującym swoje ofiary. Omawiając rzeczy nie tak dawne (zbrodnie Wehrmachtu czy Waffen SS), jak i całkiem bieżące, takie jak masakra dokonana przez Breivika, egzekucje tzw. Państwa Islamskiego, wydarzenia w redakcji Charlie Ebdo czy Peschawarze, autor pozostaje wierny faktom i słowom – uważnie słucha tego, co oprawcy mają do powiedzenia. Słyszy jednak to czego sami bohaterzy książki powiedzieć nie chcieli – i to być może stanowi o niebywałej sile tej publikacji. Pozwala to Theweleitowi na wysuwanie takich wniosków czy budowanie takich osi symetrii (jak między Breivikiem a islamskimi fundamentalistami), które radykalnie burzą obiegowe opinie, utrwalone przez dyskurs dziennikarski, a tym samym zmuszają do głębszego przemyślenia otaczającego nas świata.
Klaus Theweleit (ur. 1942) – niemiecki literaturoznawca, pisarz, filozof, eseista, niezwykle oryginalny badacz współczesnej kultury. Jego pierwszą i do dziś najsłynniejszą książką są Męskie fantazje (wydanie polskie PWN 2015). W swoich pismach stosuje zróżnicowane metody badania kultury, nieświadomości i społeczeństwa, łącząc podejście psychoanalityczne i literaturoznawcze z medioznawstwem, socjologią oraz filozofią podmiotu. Jego późniejsze publikacje dot. m.in. „kompleksu Pocahontas”, a także filozofii muzyki oraz filozofii piłki nożnej.PWN, http://ksiegarnia.pwn.pl/Smiech-mordercow,361431268,p.html
Przemocy (szczególnie tej okrutnej, bestialskiej) towarzyszy wielkie cierpienie ofiar. Nie rzadziej towarzyszy jej śmiech, nieludzki rechot wręcz oprawców. W zbiorowej wyobraźni istnieje model mordercy jako zimnego, wypranego z emocji człowieka. Theweleit, przywołując liczne przykłady, udowadnia że jest zgoła inaczej – tam, gdzie zbrodnia, tam też jest śmiech dręczycieli. Niemiecki badacz kultury w swojej książce zgłębia tajemnicę tego zaskakującego zjawiska.
Holocaust, Kongo belgijskie, Rwanda, Kambodża lat 70`, Abu Ghraib, w końcu masakra zgotowana przez Breivika. Wszystkie te przykłady (a nawet więcej, dużo więcej) Theweleit przywołuje, aby zrekonstruować zjawisko i spróbować je zdefiniować. Zauważa, że nigdy nie jest to śmiech zwykły, ludyczny. Śmiech, jaki pojawia się po opowiedzeniu dowcipu ani tym bardziej – co jasne – dobrotliwy uśmiech. Jest to dziwna radość, połączona z poczuciem wyższości nad ofiarą oraz wewnętrznym przymusem upublicznienia zbrodni. Chełpienia się nią. W skrajnych przypadkach morderstwo było przedstawiane jako bohaterstwo. Brak jest emocji, a właściwie brak jest empatii u katów. Emocje potrafią skierować jedynie na siebie i względem siebie.
Mord zmienia się w ekstazę. Zbrodnia staje się bohaterstwem, a grzech cnotą. Śmiech natomiast jest ścieżką dźwiękową z apokalipsy. Niepohamowany, ekstatyczny śmiech. Co musi zastanawiać po lekturze książki Theweleita to fakt, iż nie jest to śmiech szaleństwa. Jest to raczej śmiech wyrachowania, czasami śmiech wyższości, a nawet radości – zadowolenia z wykonania „dobrej roboty”. Ten śmiech jest w jakiś sposób nieludzki, ale czasami też jest on siłą, którą oddemonizuje katów. Niepojęte. Ale właśnie to próbuje wyjaśnić niemiecki teoretyk kultury.
Zauważyłem jeszcze jeden wspólny punkt dla poszczególnych wątków przedstawionych w książce. Jest on co prawda poza głównym tematem zainteresowań autora i być może dlatego Niemiec nie poświęca mu wiele zainteresowania, jednakże wydaje mi się, że jest warta uwagi. Mam na myśli proces odhumanizowania ofiar, który miał miejsce jeszcze zanim całe przedsięwzięcie pogromów czy ludobójstwa mogło dojść do skutku. Żydzi byli bardzo często przedstawiani w nazistowskim Niemczech jako szczury przenoszące dżumę, w Rwandzie plemię Tutsich było przez Hutu nazywane mianem „karaluchów”, w Kongu czasów kolonialnych Europejscy koloniści nie uważali tubylców za ludzi. Jak widać należy zachować czujność, kiedy w języku publicznego dyskursu do głosu dochodzą ludzie, którzy używają pojęć prowadzących do wykluczenia innych poza nawias społeczeństwa, narodu, w końcu człowieczeństwa. Należy być uważnym na słowa, które mają na celu uznanie „innego” za gorszą kategorię obywatela, rodaka, a w końcu człowieka. Być może będzie to przedmiotem kolejnej książki Theweleita.
Książka Klausa Theweleita nie jest lekturą łatwą. Odkrywa przed czytelnikiem jakąś część ludzkiej natury, która powinna pozostać na zawsze w ukryciu. Ten śmiech, którym Niemiecki uczony tak się fascynuje jest wyrazem nagłego, niekontrolowanego ataku emocji, ale całego procesu, który wcześniej zaszedł w psychice oprawcy. I ten właśnie proces autor rekonstruuje.
Po takiej lekturze nie jest do śmiechu