Autor: Charlotte Krüger
-
Tytuł oryginału: Mein Großvater, der Fälscher. Eine Spurensuche in der NS-Zeit
Tłumaczenie: Bartosz Nowacki, Zuzanna Urszula Bogucka
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Data wydania: 2017
ISBN: 978-83-8097-041-0 -
Wydanie: papierowe
Oprawa: twarda
Liczba stron: 423
Kim był Bernhard Krüger? Czy starał się chronić swoich „pracowników”, czy też z zimną krwią wysyłał ich na śmierć? W toku pasjonującego śledztwa, podczas którego autorka spotykała się z naocznymi świadkami i przeszukiwała archiwa, Charlotte Krüger rekonstruuje podwójne życie swojego dziadka, by znaleźć odpowiedzi na dręczące ją pytania.z opisu wydawcy
Książka pt. „Mój dziadek fałszerz” napisana przez Charlotte Krüger, to próba zmierzenia się wnuczki z przeszłością swojego ukochanego dziadka. Próba, chociaż interesująca, to jednak niezbyt udana…
Nie ulega wątpliwości, że książka stanowi ciekawą lekturę, która potrafi wciągnąć czytelnika. Jej bohaterem jest Bernhard Krüger, który na zlecenie władz Trzeciej Rzeszy przeprowadził wielką operację fałszowania brytyjskich funtów, akcję mającą doprowadzić Brytyjczyków do bankructwa i kapitulacji. „Operacja Bernhard” zakończyła się jednak fiaskiem. Epilog tej historii dopisała wnuczka Krügera – Charlotte.
W czasie wojny, jej dziadkowi, majorowi SS, podlegało ponad 140 żydowskich więźniów z obozów Sachsenhausen i Auschwitz. Z tych ludzi, a byli to drukarze, grawerzy, graficy, Krüger zorganizował doskonały zespół fałszerzy pieniędzy i dokumentów. Jak długo trwała akcja fałszowania, tak długo żydowscy „podludzie” pozostawali przy życiu. Reguły były jasne i zrozumiałe – dla nich i dla ich szefa – Sturmbannführera SS. Bernhard Krüger był świadomym i lojalnym nazistą od początku lat 30. Nie był to zagubiony oportunista. Był wysokim rangą oficerem SS czerpiącym korzyści z przynależności do „rasy panów”. Za swoje czyny nigdy do końca nie odpokutował, bo trudno nazwać karą, niewielki wyrok więzienia, który otrzymał po wojnie. Powód tego stanu rzeczy był taki jak zwykle w tego typu przypadkach: brak dowodów. Sam Krüger po wojnie niewiele mówił o przeszłości, milczał i zacierał ślady swoich działań, także przed własną rodziną. Poza tym, był dumny ze swojej przeszłości i wcale się jej nie wstydził.
Po wielu latach, już po śmierci dziadka, jego wnuczka bierze się za wyjaśnienie historii nazistowskiego fałszerza i jego żydowskiego zespołu. Dociera do niektórych świadków tamtych zdarzeń, czyli żydowskich pracowników Krügera, nieznanych dokumentów na temat „Operacji Bernhard” oraz pamiątek, dokumentów i wspomnień pozostawionych przez dziadka. Ale czy rzeczywiście dociera do prawdy o nim? Moim zdaniem autorka zbliżyła się do prawdy, ale jednak jej nie poznała. Dlaczego? Może dlatego, że jej dylematy i rozterki, próby zrozumienia dziadka i wytłumaczenia go przed samą sobą, były mało dojrzałe, wynikające ze słabej znajomości historii i realiów wojny. Próba usprawiedliwienia własnego przodka, jeśli w ogóle przez autorkę podjęta, była więc całkowicie nieudana.
Charlotte Krüger w swojej książce ciągle się waha, nie wie co zrobić, po której stronie się opowiedzieć. To niezdecydowanie widoczne jest w całej książce. Wnuczka nie potępia dziadka, ale i nie usprawiedliwia go. W sumie nie wiadomo, jaki jest jej prawdziwy stosunek do nazisty. A przecież w takiej sytuacji można by domagać się jednoznacznej deklaracji. Tutaj jej nie znajdziemy. Jest za to niezdecydowanie i niedomówienia wynikające z niewiedzy. Może jest to zresztą celowe działanie? Czytelnik dostaje dużo pytań, a mało odpowiedzi…Wnuczka bowiem nie wie do końca, czy dziadek swoimi działaniami i decyzjami przyczynił się do czyjejś śmierci, nie ma pewności, czy osobiście kogoś nie zabił, czy nie wydał na kogoś wyroku śmierci. Trudno jest jej więc oceniać i sądzić. Milczeniem pomija natomiast także przynależności Krügera do SS i tego, że miał on świadomość dziejących się wokół zdarzeń, uczestniczył w nich i popierał je, a nawet czerpał z nich korzyści.
Trzeba zatem napisać to czego jego wnuczka nie napisała. Bernhard Krüger nie był przyzwoitym, uczciwym człowiekiem z czystym sumieniem. Dziadek autorki nie liczył się z ludzkim życiem, a jedynie z przełożonymi. Dbał o siebie i służył złu. Tej konkluzji w książce niestety zabrakło…