Autor: Joanna Lamparska
-
Wydawnictwo: Wydawnictwo Znak Koncept
Data wydania: 2023
ISBN: 978-83-240-9245-1
-
Wydanie: e-book
Liczba stron: 396
z opisu wydawcyZbrodniarze w fartuchach
Było ich trzystu. Medyczna gwardia Hitlera w obozach koncentracyjnych. Bestie, potwory, zwyrodnialcy? Ludzie powołani, aby ratować życie, specjaliści, którzy w innych czasach prowadziliby zwykłą praktykę lekarską w jakimś niemieckim miasteczku.
Jak sypiał selekcjoner, który właśnie wysłał do komory gazowej kilkaset dzieci? Co czuł lekarz-morderca, gdy patrzył na wijące się z bólu kobiety, ofiary swoich eksperymentów? Dokąd szedł po „zabiegu” i czy smakował mu obiad?
Joanna Lamparska przygląda się życiu lekarzy SS i pyta, jak można przytulać własnego syna, jeśli przed chwilą zabiło się czyjąś córkę. Słucha ostatnich słów morderców stojących pod stryczkiem. Obserwuje ucieczkę oprawców przez Gross-Rosen – zapomniany obóz koncentracyjny na Dolnym Śląsku.
„Człowiek nie jest niczym innym jak tym, co z siebie uczyni.”
Jean-Paul Sartre
W obozach koncentracyjnych byli lekarze. Czasami byli to fachowcy, po prestiżowych uczelniach, z dorobkiem naukowym. Było też wielu takich, dla których rzeczywistość za murami obozów była pierwszą okazją do praktyki. Ale o jakiej praktyce mówimy? Nie zdradzę żadnej tajemnicy, kiedy powiem, że lekarz w mundurze SS nie był od tego, aby ratować pacjentów. Ich rola była zgoła inna. Wydaje się, że autorka stawia dwa zasadnicze pytania: czy Ci lekarze byli tacy sami, jak my? Oraz: jak lekarz może sobie zracjonalizować bycie częścią machiny zagłady?
Lektura Lekarzy od zabijania jest dosyć trudna. Są fragmenty, które dla wrażliwych czytelników mogą być wymagające. Pracujący dla Hitlera lekarze odegrali w obozach ważną rolę. Począwszy od selekcji przybyłych więźniów – ich gest dłonią decydował o tym, kto umrze natychmiast, a czyje życie zostanie przedłużone. Pracowali również na zamówienie tzw. „wysiłku wojennego”, ich rola była nieoceniona w badaniach nad szczepionkami przeciwko tyfusowi, malarii, żółtaczce i innym chorobom zakaźnym. Poszukiwali lekarstwa na oparzenia spowodowane alianckimi bombami z fosforem. Natomiast nowe lekarstwa i substancje testowano na więźniach obozów koncentracyjnych. Wielu z nich umierało na skutek tych testów. Więźniowie byli specjalnie okaleczani. Każdy, kto czytał literaturę obozową, wie, czego może się spodziewać.
Tłem dla książki będzie historia obozu Gross-Rosen i mężczyzn, którzy pełnili rolę lekarzy obozowych. Joanna Lemparska pokazuje lekarzy pracujących w obozach, kogo kochali, jacy byli dla dzieci, dlaczego decydowali się na tę pracę. Przedstawia ich jako ludzi. To wszystko na tle mrożących krew w żyłach świadectw i wspomnień obozowych byłych więźniów. Autorka nie epatuje niepotrzebnie cierpieniem. Wydaje się, że technika narracji, którą przyjęła autorka, polega na porównaniu stylu życia w obozie oraz życia poza obozem. W ten sposób unaocznia niedający się zrozumieć kontrast.
Każdy rozdział jest poświęcony kolejnej postaci; to inna historia, inny życiorys. Dopiero z dalszej perspektywy, po lekturze kilku rozdziałów, czytelnik zaczyna zauważać pewne prawidłowości, podobieństwa. Przy czym trudno doszukać się schematów pochodzenia i genezy, raczej chodzi o schematy, które zaczynają się tworzyć po ich wchłonięciu przez system obozów. Bo obozowi lekarze zabijali szybko i sprawnie. „Fachowo”, jak powiedziała autorka w jednym z wywiadów promujących książkę. Najistotniejsza była precyzja działania. Eksterminacja musiała przebiegać sprawnie, bo wciąż przyjeżdżały nowe wagony z ludźmi do eliminacji. Świat obozów był negatywem świata poza drutem kolczastym – w „normalnym” świecie medycyna szuka sposobu na jak najbardziej skuteczne leczenie, w obozie lekarz szukał sposobu na zoptymalizowanie uśmiercania. „Zoptymalizowanie”, a nie „maksymalne przyspieszenie”, ponieważ ideałem było, aby ofiara po otrzymaniu dawki trucizny zdążyła jeszcze o własnych siłach dojść do krematorium.
Brzmi to wszystko potwornie, wręcz niewyobrażalnie. Podczas lektury towarzyszą czytelnikowi przeróżne emocje, takie jak zdumienie, przerażenie, współczucie dla ofiar i pogarda dla oprawców. Ale ja bym też powiedział, że wielki dysonans poznawczy. Bo nie da się tak po prostu zobaczyć w tej samej postaci, która rano gestem ręki wskazuje na selekcji, kto musi umrzeć, kogoś, kto wieczorem czule przytula żonę czy dziecko. Potwór?
Podczas lektury na myśl przychodzą Rozmowy z katem i pojęcie „świadomości szufladkowej”, którą odznaczał się bohater tego quasi-reportażu, Jurgen Stroop. SS-man, który w mundurze z trupią czaszką był bezlitosnym zbrodniarzem, a po powrocie do rodziny był czułym i kochającym ojcem. W przypadku bohaterów książki Lamparskiej kontrast ten jest jeszcze bardziej skrajny i jeszcze bardziej zastanawiający, ponieważ jako lekarze, jako intelektualiści i jako osoby, które składały przysięgę: „po pierwsze nie szkodzić”, stanowią oni jeszcze większą tajemnicę. A w większości byli to młodzi chłopcy, na początku dorosłości i kariery zawodowej. Zwykli, młodzi ludzie.
Wydaje mi się, że jednym z zamiarów autorki jest, jeżeli nie zajęcie konkretnego stanowiska, to przynajmniej dołożenie kamyczka do ogródka socjologów i filozofów, zajmujących się odwiecznym pytaniem unde malum? Skąd zło? Czy jest naturą człowieka, czy jest nabywane z zewnątrz, czy jest jedynie kwestią okoliczności? Omawiany tytuł to na pewno trudna lektura, ale porusza niezwykle istotny temat. Bo jeżeli już raz Auschwitz się wydarzyło, to czy nie może się wydarzyć ponownie? A jeżeli może, to co sprawia, że ludzie stają dobrowolnie po stronie oprawców, biorąc aktywną rolę w tworzeniu świata na opak — bo jak inaczej wyjaśnić ponury, bluźnierczy obraz negatywu sądu bożego w postaci lekarzy obozowych, selekcjonujących osoby przeznaczone na śmierć w okrutnych męczarniach?