Autor: Ross Cowan
-
Tłumaczenie: Ewa Westwalewicz-Mogilska
Tytuł oryginału: For the Glory of Rome: A History of Warriors and Warfare
Wydawnictwo: Bellona
Data wydania: 2010
ISBN 978-83-11-11716-7
-
Wydanie: papierowe
Oprawa: miękka
Liczba stron: 227
Przyjęło się sądzić, że rzymskie legiony – aż do epoki rozpowszechnienia się prochu strzelniczego – były w działaniu bojowym najstraszliwszą i najskuteczniejszą formacją. Ich żołnierze słynęli z żelaznej dyscypliny, odwagi, a bardzo często także z okrucieństwa.A jednak również ci wojownicy często czytywali dzieła filozofów, pisali uczone traktaty i recytowali poezję. Autor, brytyjski historyk, znawca dziejów starożytnego Rzymu w ich aspekcie militarnym, przedstawia wizerunki najsłynniejszych rzymskich dowódców i żołnierzy, ludzi nadających kształt Republice, a potem Cesarstwu. Poznajemy ich osobowości, motywacje do walki, światopogląd, wierzenia i przesądy, jakim hołdowali. I co najważniejsze: dowiadujemy się dlaczego walczyli i umierali dla chwały, wielkości i potęgi Rzymu.opis wydawcy
Ross Cowan uchodził w moim przekonaniu za jednego z najzdolniejszych badaczy wojskowości rzymskiej młodego pokolenia, którego cechowała zarówno pasja, jak i wysoki poziom merytoryczny. Dwie ostatnie cechy pozostały na szczęście niezmienne, natomiast zakończenie przez niego współpracy z Uniwersytetem w Edynburgu jasno uzmysłowiło mi jak fatalne rezultaty przynosi trwające od lat sekowanie środowiska historyków wojskowości na zachodnich uczelniach. Na szczęście Cowan nie zrezygnował z pisania i jest znany czytelnikom przede wszystkim dzięki bardzo dobrym zeszytom wydawanym w ramach różnych serii Osprey Publishing (po latach wyraźnego kryzysu wśród autorów zajmujących się antykiem do grona godnych uwagi postaci dołączył ostatnio prezentujący nieco szalone, ale nieodmiennie inspirujące teorie Raffaele D’Amato). Wydanie w naszym kraju napisanej przez niego w 2007 r. książki było bardzo dobrym pomysłem, szczególnie, że polski czytelnik ma niewiele okazji do zapoznania się z najnowszymi nurtami badawczymi, i to podanymi w tak przystępnej formie.
Opracowanie napisane przez Cowana nie stanowi chronologicznie ujętej historii wojskowości rzymskiej, lecz zbiór esejów naukowych prezentujących różne aspekty uznane przez niego za kluczowe dla zrozumienia tego zagadnienia. Przeważa w nich ujęcie kulturowe, w kapitalnej formie zaprezentowane wcześniej przez Jona E. Lendona. Wyjątkiem jest wojna z Pyrrusem, która miała dla rozwoju wojskowości Synów Wilczycy ogromne znaczenie, przewyższone tylko przez dwie pierwsze wojny punickie. Ten aspekt dziejów Rzymu stanowi zresztą jeden z głównych przedmiotów zainteresowań autora, który zmaganiom z Pyrrusem poświęcił znaczną część swojej wczesnej kariery naukowej.
Następne partie wprowadzają czytelnika w świat zazwyczaj nie poruszany w tego typu opracowaniach, dalece wykraczający poza schematyczną prezentację organizacji, uzbrojenia i stosowanej zwyczajowo taktyki. Cowana znacznie bardziej interesuje „ludzki wymiar” starć zbrojnych i funkcjonowania armii, kolidujący przy okazji z powszechnie żywionym przeświadczeniem o cechującej się żelazną dyscypliną „rzymskiej machinie militarnej”.
Drugi rozdział nosi tytuł „Boska interwencja” i zawiera analizę sakralnego wymiaru rzymskich bitew. Poza znakami zsyłanymi przez bóstwa, symboliką religijną i związkami niektórych kategorii wojowników ze sferą sakralną, Cowan przedstawił rzymski rytuał devotio, który w przypadku jednej z rodzin stał się nawet dość osobliwą tradycją. Dalej przechodzi do prawdopodobnie najważniejszego rozdziału, który został poświęcony pojedynkom. Już wcześniej doczekały się one gruntownej analizy ze strony kilku badaczy, ale w Polsce była to pierwsza próba kompleksowego przedstawienia uzyskanych do tej pory wniosków, całkowicie rozbijających postrzeganie legionów na podobieństwo XVIII-wiecznej pruskiej piechoty (niestety, w dalszym ciągu obecne w literaturze tematu i powtarzane przez większość polskich autorów). Płynie z niego oczywisty wniosek: taktyka republikańskich legionów nie mogła opierać się na ścisłym zdyscyplinowaniu, gdyż walka jeden na jednego była głęboko wrośnięta w rzymską tradycję militarną. Szkocki badacz nie zdążył się już zapoznać z wydanym w 2006 r. opracowaniem Mylesa McDonnella, którego tematyką był społeczny odbiór virtus w społeczeństwie rzymskim doby republiki, a którego treść tylko potwierdza przedstawioną przez niego wizję. Nie ulega bowiem wątpliwości, że ówcześni Kwiryci cenili virtus (w tym przypadku: męstwo okazywane na polu bitwy) znacznie wyżej niż posłuszeństwo, co każe zadać pytanie skąd wzięło się mylne przeświadczenie o rzymskich cnotach wojskowych (odpowiedzi na nie po części udzielił Lendon)?
„Wielcy wodzowie i ich wojownicy” to najmniej spójny z rozdziałów, gdyż z jednej strony zawiera opisy działalności znanych wodzów i przywiązanych do nich żołnierzy, a z drugiej ogólne uwagi, np. na temat organizacji gwardii pretoriańskiej. Zupełnie nie pasuje do nich ekskurs dotyczący „zaginionych” (tj. od pewnego momentu nie występujących w źródłach) legionów, choć nie można odmówić mu atrakcyjności. Wciąż jest to przykład odmiennego spojrzenia na sposób badania wojskowości rzymskiej, znacznie ciekawszego i dającego lepsze efekty niż wyeksploatowane do granic możliwości klasyczne ujęcie.
Na koniec Cowan postanowił poruszyć związki wojny i poezji, zarówno w kontekście specyficznej kategorii źródeł traktujących o wydarzeniach militarnych, jak i związków żołnierzy z tą odmianą literatury. Ów mało heroiczny aspekt przypomina, że armie składają się z ludzi, którzy obdarzeni są różną percepcją świata, wrażliwością i doświadczeniami. Przesuwanie żetonów na mapie jest dobre podczas konwentów gier strategicznych, lecz nie badania historii wojskowości.
Przyjemność z lektury w znacznej mierze psuje fatalny przekład. O ile tłumaczka ma prawo nie znać terminologii militarnej, czy słownictwa odnoszącego się do czasów antycznych, o tyle redaktor merytoryczny już tak. Najdobitniejszym przykładem indolencji w tym zakresie jest „Gudestrup Cauldron powiedział”, czyli… „kocioł z Gundestrup powiedział”. Jeśli osoby odpowiedzialne za ostateczny kształt tekstu nie wiedzą, że kotły nie zwykły posługiwać się ludzką mową, to mamy do czynienia z poważnym problemem. Tłumaczka nie zrozumiała także dlaczego i w których fragmentach Cowan buduje dychotomię żołnierz – wojownik, oraz co implikuje przyjęcie takiej terminologii. Nie chcąc rezygnować z możliwości odwoływania się w przypisach do obserwacji Cowana nabyłem egzemplarz angielski, gdyż odsyłanie czytelnika do polskiej translacji uważam za nie licujące z powagą tekstu naukowego. Także nadany książce tytuł nie do końca odpowiada jej zawartości, ale widocznie wydawca uznał, że na gruncie polskim nie sprzeda się opracowanie nie mające „bitwa”, ani „wojna” w nazwie.
Ku mojemu zmartwieniu wydanie recenzowanej książki nie wzbudziło większego rezonansu wśród czytelników. Pojawiły się nawet głosy, że zamiast wydawać tego typu pozycje lepiej sięgnąć po opisy kampanii czy bardziej ogólne opracowania. Wydaje mi się, że po części winny jest sposób wykładania historii wojskowości na polskich uczelniach, bardzo konserwatywny i pozbawiony ujęcia kulturowego. Rzecz jasna monografie bitew również bywają ciekawe i inspirujące, ale trzeba wiedzieć kto w tych bitwach walczył i w jaki sposób postrzegał wojnę. Póki co, postaci takie jak Lendon, Cowan czy Simon James prawdopodobnie nie zostałyby należycie docenione w naszym kraju. Moim zdaniem „Wojny, bitwy i wojownicy rzymscy” wraz z „W imię Rzymu” Adriana Goldsworthy’ego to dwie najlepsze prace popularyzujące w języku polskim wiedzę na temat wojskowości rzymskiej. Gdyby tylko nie ten przekład…