Autor: Roman Żuchowicz
-
Wydawnictwo: SubLupa
Data wydania: 2018
ISBN: 978-83-65886-33-0 -
Wydanie: papierowe
Oprawa: miękka
Liczba stron: 272
W sprzedaży pierwsza polemiczna publikacja popularnonaukowa dotycząca fenomenu teorii Wielkiej Lechii. Autor – doktorant na Wydziale Historii UW, dzienikarz, autor artykułów popularnonaukowych – poddaje analizie zjawisko popularności teorii wielkolechickich. Odnosząc się głównie do publikacji J. Bieszka, wykazuje błędy merytoryczne w interpretacji źródeł i przesłanek składających się na wyobrażenie Imperium Lechickiego. W książce znajdziemy też próbę analizy socjologicznej i odpowiedzi na pytania: kim są zwolennicy Wielkiej Lechii? Z czego wynika fenomen jej popularności?Część zwolenników teorii Wielkiej Lechii pozostaje głucha na merytoryczne argumenty. Stąd wielu uczonych wątpi w sens polemizowania z nimi. Niektórzy uznają wręcz takowe działanie za niepotrzebne dowartościowywanie pseudonaukowców. Skala zjawiska jest na tyle duża, iż zasługuje ono na przyjrzenie mu się z uwagą. Fenomen Lechii mówi bowiem wiele interesujących rzeczy o naszych czasach – naszych aspiracjach, lękach i nadziejach. z opisu wydawcy
Chyba nikt, razem z samym J. Bieszkiem, nie spodziewał się tego jak wielki społeczny rezonans wywoła jego kompletnie nienaukowa monografia Słowiańscy królowie Lechii. Polska starożytna (Warszawa 2015). Wyniki finansowe sprzedaży tego absurdalnego i pełnego fantazji dzieła spowodowały, że wydawnictwo Bellona wydało kolejne pozycje tego autora: Chrześcijańscy królowie Lechii. Polska średniowieczna (Warszawa 2016) oraz Królowie Lechii i Lechici w dziejach (Warszawa 2017). Książki te powołały do życia fenomen istnienia tzw. turbolechitów – zwolenników tez zawartych w pracach Bieszka.
Autor ten uważa, że Polacy są odwiecznymi mieszkańcami ziem polskich, na co mają wskazywać badania genetyczne. Stworzyli rzekomo olbrzymie imperium, które walczyło z Aleksandrem Wielkim i Rzymem. Utożsamia on starożytnych Germanów (np. Wandalów czy Gotów) ze Słowianami. W głoszeniu tych poglądów nie przeszkadza mu brak jakichkolwiek źródeł z epoki, które pozwoliłyby potwierdzać te tezy. Turbolechici dla snucia swoich absurdalnych tez często powołują się na późne apokryfy, takie jak powstała w XVIII lub XIX wieku Kronika Prokosza (w rzeczywistości jej autorem był znany fałszerz Przybysław Dyjamentowski lub generał Franciszek Morawski), zapomniane hipotezy XIX-wiecznych antykwarystów, które dawno odeszły do lamusa, malowidła powstałe w XVIII wieku (np. Jasnogórski Poczet Królów Polski) czy też na kronikę Wincentego Kadłubka, której wartość dla poznania historii Polski przedpiastowskiej jest żadna. Przedkładają oni nawet wspomnianą kronikę Kadłubka nad antyczne źródła o Aleksandrze Wielkim. Mimo to, a może dzięki temu, książki omawiające tę fantazmatyczną Wielką Lechię sprzedają się w tysiącach egzemplarzy, a w internecie łatwo znaleźć fanów tej absurdalnej hipotezy.
Większość zawodowych historyków ignoruje ten fenomen. Po części można to zrozumieć. Turbolechici ignorują źródła, nie odróżniają średniowiecznych kronik od dzieł z późnego baroku, jako źródeł używają współcześnie przerobionych w programach graficznych map. Brak źródeł o Wielkiej Lechii tłumaczą wszechmocną cenzurą kościelną, która unicestwiła lechickie kroniki. Poziom szaleństwa w tych teoriach jest tak duży, że osoby racjonalnie myślące mogą nie chcieć dyskutować z „wariatami”. Taka postawa nie jest do końca słuszna, gdyż liczba zwolenników Wielkiej Lechii jest spora. Sytuacja przypomina trochę lata osiemdziesiąte, gdy fantazje Ericha von Dänikena (i jego polskich zwolenników) rozchodziły się w dziesiątkach tysięcy egzemplarzy. Popularność opowieści o kosmitach ingerujących w życie na Ziemi była tak duża, że nawet spotkała się z reakcją samym specjalistów nauk ścisłych, który w końcu zaczęli wydawać prace obnażające nieprawdy używane przez zwolenników von Dänikena. Dziś na tezy turbolechitów zaczynają odpowiadać profesjonalni historycy, na co przykładem może być blog Sigillum Authenticum. Ostatnio ukazała się też książkowa odpowiedź na tezy turbolechitów napisana przez młodego warszawskiego badacza Romana Żuchowicza.
Praca Żuchowicza składa się z 10 rozdziałów. Pierwsze dwa mają charakter wstępny. Trzeci dotyczy ulubionej kroniki na którą powołuje się Bieszk i podobni mu autorzy, czyli powstałego w końcu XVIII lub XIX wieku apokryfu – Kroniki Prokosza. Rozdział piąty poświęcony jest inskrypcji, która jest świadectwem na przejęcie przez Caiusa Avilliusa Lescho od Tiberiusa Claudiusa Buccio grobowca (ILS 7908). Ten niewinny zabytek zrobił wśród turbolechitów olbrzymią karierę. Bieszk trafił na tą inskrypcję za żyjącym w XIX wieku archeologiem – amatorem T. Wolańskim i opisał ją jako… przekazanie grobowca przez cesarza Tyberiusza [sic!] lechickiemu księciu Awiłło Leszkowi [sic!]. Rozdział szósty dotyczy znanej z kroniki Kadłubka opowieści o starciu Polaków z wojskami Aleksandra Wielkiego, sporem o autochtonizm Słowian i wreszcie sporem o badania paleogenetyczne. W tym rozdziale autor często umieszcza wywiady ze specjalistami w danej dziedzinie. Najwidoczniej nie chciał on – jak guru turbolechitów – występować jako ekspert od wszystkiego (sam przygotowuje rozprawę doktorską dotyczącą późnej starożytności). Wolał oddać głos specjalistom. Jak wiadomo, często historycy mieli problem z interpretacją źródeł archeologicznych (i vice versa), o naukach ścisłych nie wspominając. Tak więc o wartości średniowiecznych kronik jako źródeł dla przedchrześcijańskiej Polski Żuchowicz rozmawiał z P. Żmudzkim, o nazewnictwie dotyczącym Polski w językach wschodnich z turkolożką i tłumaczką A. Zielińską Hosaf, o paleogenetyce z bioarcheologami A. Sołtysiakiem i M. Figlerowiczem, o archeologii z Sz. Modzelewskim. W kolejnym rozdziale Żuchowicz podsumował dyskusję nad argumentami turbolechitów prezentowanymi w poprzednich rozdziałach. Rozdział siódmy dotyczy religii Słowian i wyobrażeń turbolechitów o polskiej religii rodzimej. W rozdziale ósmym autor analizuje fantazje dotyczące ekonomii Wielkiej Lechii. Poddaje wnikliwej krytyce metodę budowania argumentacji na podstawie powstałego w II poł. XVIII wieku Jasnogórskiego Pocztu Królów Polski czy inskrypcji na kolumnie Zygmunta III. Ostatnie dwa rozdziały dotyczą ezoterycznych składników „teorii” o Wielkiej Lechii i jej związków z równie absurdalnymi, wspominanymi powyżej opowieściami von Dänikena. W tym miejscu autor podejmuje się także próby diagnozy środowiska turbolechitów oraz grupy ich odbiorców.
Wielką zaletą książki Żuchowicza jest bardzo lekki styl pisania o sprawach często jakże trudnych. Widać, że autor posługuje się językiem ojczystym wprawnie. W czasach, gdy historia od dawna nie jest literaturą, jest to niewątpliwa zaleta. Widać też jego doświadczenie w pracy popularyzatorskiej. Badacze często zapominają, że poziom znajomości faktów, o których piszą, nie jest typowy w społeczeństwie i to, co dla nich oczywiste, dla laika jest rzeczą tajemniczą. W pracach o charakterze popularyzatorskich trzeba o tym pamiętać, a autor celująco zdał ten – wcale niełatwy – egzamin.
Autor kompetentnie odpowiada na zarzuty zwolenników Wielkiej Lechii i tłumaczy, gdzie tkwią błędy turbolechitów. Na miejscu autora miejscami poszedłbym nawet dalej w tłumaczeniach. Opowiadając o inskrypcji ILS 7908 należałoby pewnie powiedzieć, czym dokładnie były kolumbaria i kto w nich spoczywał. Tutaj autor trochę przecenił jednak wiedzę potencjalnego odbiorcy książki. Opowiadając z kolei o pomysłach Kadłubka o dawnej przedchrześcijańskiej Polsce trzeba by pewnie mocniej pokazać, że nie tylko on przypisywał antyczne korzenie średniowiecznym państwom. Proces ten nie rozpoczął się, ani nie zakończył na Kadłubku. Dziś jednak nikt nie traktuje na serio opowieści o trojańskim pochodzeniu Franków czy Rzymian, ani nie uważa Rzymian za przodków Prusów czy Litwinów. To powinno być moim zdaniem w książce bardziej podkreślone, aby pokazać że trend mocowania historii własnej w antycznej lub biblijnej przeszłości nie był domeną jedynie Polaków. Bardzo podobają mi się za to rozdziały wstępne, w których Żuchowicz opowiadał o problemach źródłoznawczych. To jest popularyzatorstwo na najwyższym poziomie! To w jaki sposób obrazuje on czytelnikowi, czego dowiadujemy się o Grecji epoki brązu na podstawie tabliczek z pismem linearnym B, to absolutne mistrzostwo!
Do końca roku jest jeszcze bardzo daleko, ale już dziś można powiedzieć, że recenzowana monografia będzie mocną kandydaturą na najlepszą popularnonaukową książkę 2018 roku!