Autor: Mariusz Ciesielski
-
Wydawnictwo: Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk
Data wydania: 2011
ISBN 978-83-7654-137-2
-
Wydanie: papierowe
Oprawa: miękka
Liczba stron: 239
Monografia jest poświęcona szeroko pojętej w nauce polskiej recepcji plemion germańskich oraz starożytnej Germanii z czasów rzymskich. Poruszana problematyka dotyczy dwóch węzłowych zagadnień: zasięgu geograficznego, zwłaszcza od strony wschodniej oraz etniczności szczególnie absorbującej polską naukę (sprowadzającej się zazwyczaj do eksplikacji starożytnych etnonimów i toponimów w odniesieniu do ziem pomiędzy Odrą a Wisłą jako słowiańskich). Decydujący wpływ na recepcję omawianych kwestii wywarła sytuacja polityczna Polski i sąsiedztwo z Niemcami oraz silne, datujące się od końca wieku XIX oddziaływanie nacjonalizmu i zrodzonego z niego antagonizmu germańsko-słowiańskiego deformującego badania naukowe. Wpływało to na interpretację źródeł historycznych i archeologicznych, w których szczególny akcent kładziono na kwestie etniczne, co w przypadku większości rodzimych badaczy objawiło się negacją faktu przebywania Germanów na ziemiach polskich. Taki pogląd dominował w Polsce do lat siedemdziesiątych XX w. Apogeum sporu naukowo-politycznego przypadło na lata trzydzieste XX w., kiedy etniczność Germanii (wschodniej) w pierwszych wiekach po Chrystusie i spory terytorialne zdominowały wzajemne relacje nauki polskiej i niemieckiej traktującej obszary zachodniej Polski jako pogermańskie dziedzictwo.informacja wydawcy
Polskie badania poświęcone tematyce germańskiej na wiele lat zostały zdominowane przez kwestię jej relacji do Słowiańszczyzny, co wynikało z nasilającego się od XIX w. agresywnego nacjonalizmu niemieckiego. Sprawiało to, że Germanów (także tych wschodnich) zaczęto utożsamiać z Niemcami, zaś Słowian ze współczesnymi narodami, takimi jak Czesi, Rosjanie czy właśnie Polacy. Choć takie uproszczone myślenie z naukowego punktu widzenia jest nie do obrony, to nawet wśród profesjonalnych badaczy wciąż jeszcze można spotkać się z jego przejawami, przybierającymi niekiedy postać odsądzania od czci i wiary kolegów po fachu zaliczających się do grona tzw. allochtonistów. Płynie z tego wniosek, że dorobek polskiej historiografii w odniesieniu do Germanii i Germanów był budowany przeważnie w kontrze do ustaleń niemieckich uczonych, których część starała się wykorzystać naukę do celów politycznych (zwłaszcza w dwudziestoleciu międzywojennym). W związku z tym nie da się oceniać go w oderwaniu od rozważań na temat datacji przybycia Słowian na ziemie współczesnej Polski. Temat ten, bez dwóch zdań niezwykle interesujący, stał się tematem opracowania autorstwa Mariusza Ciesielskiego, będąc w wersji pierwotnej jego dysertacją doktorską.
Ciesielski rozpoczął narrację od Adama Naruszewicza i Joachima Lelewela, wskazując w jaki sposób tworzyły się zręby polskiej nauki w zakresie poświęconym Germanom. Wątki narodowe nie miały jeszcze wówczas większego znaczenia, co zmieniło narodzenie się w XIX w. nacjonalizmów oraz – co nie mniej ważne – atmosfera zrodzona przez rozbiory. Wobec braku wykształcenia się odrębnej dyscypliny naukowej zwanej archeologią, opierano się wówczas przede wszystkim na analizie przekazów literackich, co miało się zmienić dopiero dzięki Gustafowi Kossinnie. Jest to jedna z centralnych postaci książki, ponieważ zapoczątkował on badania będące szczególnie niebezpieczne dla polskich aspiracji niepodległościowych. Nic dziwnego, że głoszone przez niego tezy o niższości kultury Słowian spotkały się z żywą reakcją jego ucznia – Józefa Kostrzewskiego, toczącego szczególnie zażarte polemiki z Bolko von Richthofenem. Kostrzewski dowodził prasłowiańskiego charakteru ziem Polski, a za koronny argument służyło mu odkrycie Biskupina. Temperatura prowadzonych dyskusji była bardzo wysoka, co cechowało cały okres międzywojenny. Dojście do władzy nazistów pogorszyło sytuację, co znalazło odbicie w usztywnieniu stanowiska przez większość polskich badaczy, rozumiejących zagrożenie jakie niosły za sobą idee narodowosocjalistyczne. Z względu na nieugiętą postawę, Kostrzewski w latach II wojny światowej musiał się nawet ukrywać, ponieważ groziła mu śmierć z ręki niemieckich okupantów.
Okres powojenny nie przyniósł odprężenia z uwagi na potrzebę udowodnienia polskich praw do ziem zachodnich, kwestionowanych przez wielu niemieckich decydentów. Ponownie więc kwestia germańska znalazła się w centrum walki politycznej, co nie pozostało bez wpływu na jej postrzeganie. Z oczywistych względów przewagę zdobyli tzw. autochtoniści, czyli zwolennicy koncepcji Kostrzewskiego. Świetnym post scriptum do tego etapu rozwoju polskiej nauki jest recenzowana wcześniej na portalu „Mądre Książki” praca pt. „Vistula amne discreta”.
Autor postanowił się także odnieść do trzech wątków szczegółowych: nawiązań słowiańskich obecnych w „Quo vadis” Henryka Sienkiewicza, rzekomej tożsamości Kalisii wymienionej przez Klaudiusza Ptolemeusza z dzisiejszym Kaliszem i związku nazwy Silingów ze Śląskiem i Ślężą. Szczególnie to pierwsze zagadnienie wzbudziło moją ciekawość, ponieważ stanowi literackie odbicie toczonego ówcześnie sporu. W pełni zgadzam się też z Ciesielskim, że Kalisia nie ma nic wspólnego z Kaliszem, a Silingowie ze Śląskiem.
Po lekturze książki nasunęło mi się także kilka uwag. Pierwsza z nich dotyczy niewystarczającego w moim odczuciu wykorzystania wątków związanych z działalnością Konrada Jażdżewskiego, który pozostawił wspomnienia, niestety niewykorzystane przez autora. Zawierają one kilka ciekawych informacji dotyczących silnych emocji, które towarzyszyły badaniom nad Germanami i Słowianami. Druga dotyczy ledwie zarysowanego wpływu Henryka Łowmiańskiego i Witolda Hensla na kierunek dalszych badań i interpretacji, który w różnych formach ciąży na polskiej nauce po dziś dzień. Wpisywał się on w omówioną przez Ciesielskiego ogólną politykę państwa i miał wpływ na innych uczonych, zarówno twórczy, jak i destrukcyjny. Trzecią kwestią jest wieloletnie szykanowanie Kazimierza Godłowskiego. Ten krakowski profesor stał na stanowisku, że przekonanie o istnieniu w Polsce tzw. Prasłowian jest koncepcją błędną, a ziemie te były w starożytności zamieszkiwane przez Germanów. Postęp badań zdaje się przemawiać za jego interpretacją, ale za życia był on narażony na liczne nieprzyjemności, których powodem była… uczciwość naukowa. Wszystkie wspomniane wątki miały istotny wpływ na kształtowanie się polskich badań, choć potrafię zrozumieć, że ich nadmierne eksponowanie mogłoby postawić autora w niewygodnej sytuacji – w końcu to przedstawiciele „szkoły poznańskiej” byli (są) obrońcami teorii autochtonizmu, odpowiedzialnymi również za pewne wypaczenia utrzymane w duchu obowiązującej niegdyś ideologii. W tym kontekście gratuluję Ciesielskiemu odwagi objawiającej się opowiedzeniem się za koncepcjami allochtonistycznymi.
Podsumowując, otrzymaliśmy bardzo wartościową książkę, która wielu czytelnikom uświadomi źródła popularności teorii autochtonistycznych. Pokazuje ona również jak mocno nauka bywa związana z polityką, choć autor w oparciu o publikacje z zakresu metodologii badań historycznych i archeologicznych dowodzi, jak niewiele wspólnego antyczna rzeczywistość miała z dzisiejszymi czasami. Dla wielu osób w dalszym ciągu Germanie = Niemcy, ale jest nadzieja na zmianę tego sposobu myślenia, gdyż m.in. za sprawą wysiłków Andrzeja Kokowskiego region hrubieszowski zaczyna kształtować swoją lokalną samoidentyfikację w nawiązaniu do świadomości istnienia tam przed wiekami osadnictwa gockiego. Co Goci mają wspólnego z Niemcami? Kompletnie nic, podobnie jak Biskupin ze Słowianami. Przypomina to, że naczelną zasadą, która powinna przyświecać naukowcom jest po prostu uczciwość wobec źródeł i szacunek do wykonywanego zawodu, który powinien być wolny od konotacji politycznych.