Autor: Thomas Cathcart, Daniel Klein
-
Tłumaczenie: Krzysztof Puławski
Tytuł oryginału: Plato and a Platypus Walk into a Bar… Understanding Philosophy Through Jokes
Seria/cykl wydawniczy: –
Wydawnictwo: Media Rodzina
Data wydania: 2009
ISBN 978-83-7278-389-9 -
Wydanie: papierowe
Oprawa: twarda
Liczba stron: 211
I takeśmy szli i gadali o tym; zaczem mam już pewne przygotowanie, jakem na początku powiedział. A wam to znowu trzeba rozpowiadać – cóż robić?! Zresztą, ja zawsze chętnie i gadam o filozofii, i słucham, kiedy kto drugi mówi, bo naprzód uważam, że mam z tego pożytek, a potem, ja to strasznie lubię. Ale kiedy się mówi o czym innym, szczególniej te wasze rozmowy o pieniądzach i o interesach, tego nie mogę znosić, a was mi wtedy żal, moiściewy, bo się wam wydaje tylko, że coś robicie, a to jest wszystko strata czasu. Wy za to przypuszczacie zapewne, że ja mam bzika, i może macie rację. Ale, co do was, to ja tego nie przypuszczam, tylko wiem na pewno. Platon, UCZTA
Pomysł na książkę („Przychodzi Platon do doktora”) był ryzykowny. Kiedy usłyszałem o książce, w której główne idee filozofii przedstawiane są przy użyciu dowcipów, nastąpiło to, co psychologowie określają jako flashback: oto sala wykładowa, w tylnej ławce ja, a przy katedrze jeden z bardziej wiekowych profesorów z naszego instytutu, który uznał, że dowcipy, z których zaśmiewał się w przedwojniu, będą świetnym sposobem na rozerwanie studentów filozofii. Sytuacja była żenująca, a śmiali się tylko siedzący w pierwszych ławkach ulubieńcy Profesora.
Tu jest inaczej, a Autorzy dokonali niebywałego dzieła. Po pierwsze, zmieścili na 200 stronach rzeczywisty, merytorycznie nienaganny wstęp do filozofii, zorganizowany w dodatku w układzie tematycznym, a nie historycznym. Nie ma więc tu tak typowego dla kursów filozofii nużącego rozpoczynania „od Platona” i smętnego przedzierania się przez wieki. Kolejne rozdziały omawiają: metafizykę, logikę, epistemologię, etykę, filozofię religii, egzystencjalizm, filozofię języka, filozofię społeczną i polityczną, problematykę względności oraz metafilozofię, czyli filozofię filozofowania. Po drugie, dowcipy są naprawdę niezłe! – w 25% wywołują autentyczny śmiech, w 50% przelotny uśmiech, a tylko nie więcej niż ćwierć z nich to profesorskie „suchary”.
Autorzy wzięli się nawet za tematy bardzo trudne i wymagające od Czytelnika sporego „wczucia”, jak fenomenologia albo imperatyw kategoryczny Kanta i byli w stanie bardzo płynnie uczynić z nich część zrozumiałej, wciągającej gawędy. Doskonałe są też proporcje między żartowaniem a powagą; są miejsca iskrzące się od humoru, ale też całe akapity, gdzie Autorzy nie silili się na dowcip i na spokojnie tłumaczą dane zagadnienie. Czapki z głów dla Cathcarta i Kleina! Książkę taką można zupełnie szczerze polecić każdemu dorosłemu*, który chciałby „wejść w filozofię”, ale musi najpierw trochę się ośmielić albo przepędzić zastałe uprzedzenia do staruszki-filozofii.
Jest niestety jedno „ale” (na szczęście nieprzeważające w ostatecznej ocenie książki) – wszystko, co napisałem powyżej, dotyczy w pełni tylko angielskojęzycznego oryginału, podczas gdy polskie tłumaczenie doprowadziło do spadku wartości tekstu o – powiedzmy – około 25%. Po prostu szkoda. Ze względów merytorycznych są dwa główne problemy:
Po pierwsze, nie zawsze odpowiednio przetłumaczone są terminy techniczne, które mają swoje znane, niezmienne, ustalone polskie odpowiedniki. Nie ma „zasady wystarczającego powodu” (s. 21), tylko zasada racji dostatecznej. Nie ma „filozofii procesów” (s. 28), jest filozofia procesu. Arystoteles nie mówił o cechach „istotnych” (s. 16), tylko istotowych. Itd. Niby drobiazgi, ale troszkę szkoda.
Po drugie, zupełnie niepotrzebne „gmeranie” w tekście doprowadziło miejscami do zubożenia lub nawet zafałszowania oryginalnej intencji Autorów. Prosty przykład. W oryginale pada następujący, wierny opis, czym jest fenomenologia: „phenomenology attempts to understand human experience as it is lived rather than as objective data”, czyli “fenomenologia stara się zrozumieć doświadczenie ludzkie tak, jak jest ono przeżywane, a nie jako obiektywne dane”. Tłumacz napisał: „fenomenologia próbowała zrozumieć ludzkie doświadczenia, a nie obiektywne dane”. Różnica jest jednak bardzo ważna – cały dowcip [sic!] z fenomenologią polega na tym, że promowała ona właśnie radykalnie nową interpretację danych doświadczenia! Tłumacz był w ogóle bardzo nieuważny; przykładowo, na str. 70 oryginalny „object” (przedmiot) zamienił się w tłumaczeniu w podmiot, co nie ma sensu. Filozof to wychwyci, a zwykły czytelnik po prostu nie zrozumie, o co chodzi, albo zrozumie źle.
W wielu miejscach tekst wydaje się niejasny i „podejrzany”, a po porównaniu z tekstem oryginalnym okazuje się, że zaginęło w tłumaczeniu bardzo staranne użycie słów przez Autorów, którzy włożyli naprawdę wiele wysiłku w to, żeby językiem lekkim, ale i precyzyjnym, wyrazić subtelne kwestie filozoficzne. Zwykle nie trzeba było do tego stosować żadnych specjalnych sztuczek translatorskich ani wykazywać się szczególną kreatywnością językową; wystarczyło po prostu wiernie i uważnie podążać za tekstem oryginalnym.
Na koniec – już jako post scriptum – parę przedziwnych pomysłów tłumacza , które wybiły mnie z butów. Na str. 72 Autorzy podają, że cytowany dowcip na temat Kanta (tak, w tej książce znajdują się dowcipy o Kancie!) zasłyszeli „in a rathskeller at the U. of Konigsberg”, czyli „w knajpie na Uniwersytecie w Królewcu”. Tłumacz uznał, że dowcip ten zasłyszano „w poradni U w Królewcu” – konia z rzędem temu, kto wie, czym jest „poradnia U” – już nawet po zgodzie na to, aby „rathskeller” stał się poradnią. W jeszcze innym miejscu „chemical makeup of the strawberry” oraz „neurological makeup of a person” (struktura chemiczna truskawki i struktura neurologiczna osoby) stały się – uwaga – „chemicznym melanżem truskawki” i „neurologicznym melanżem osoby”! Zaledwie parę stron dalej zdanie brzmiące w oryginale „All platypuses are mammals” (Wszystkie dziobaki to ssaki), na przykładzie którego tłumaczone są zdania analityczne i syntetyczne, magicznie zamienia się w „Wszystkie platany to płazy” (!), i w zrozumieniu tego przedziwnego kroku wcale nie pomaga skrupulatny przypis od tłumacza wyjaśniający, że istnieje grupa żab szponiastych o nazwie „platany”. Ta kompletnie losowa i wybijająca polskiego czytelnika z butów podmiana nie jest też motywowana żadnym okolicznym dowcipem czy innym wymogiem językowym (aliteracja itp.)
Nie dajmy się jednak odwieść od zasadniczej oceny tej książki, która jest zdecydowanie pozytywna. „Przychodzi Platon do doktora” wypełnia bardzo ważną lukę na rynku, ponieważ jest w stanie „wkręcić” w filozofię nawet osobę wobec niej sceptyczną lub do niej zrażoną. A że nie jest to podręcznik, opisane wyżej cuda, które zaszły w tłumaczeniu, nie wpływają ostatecznie zbyt znacząco na wartość książki.
* Tekst jest nieocenzurowany (pojawia się m.in. „k…”) plus jest tu sporo dowcipów bardzo, hm, „pikantnych”.