Autor: Karen Armstrong
- Tłumaczenie: Ryszard Zajączkowski
Tytuł oryginału: –
Seria/cykl wydawniczy: –
Wydawnictwo: Wydawnictwo W.A.B.
Data wydania: 2017
ISBN: 978-83-280-2681-0
- Wydanie: papierowe
Oprawa: twarda
Liczba stron: 704
Od Gilgamesza do bin Ladena – pasjonująca historia niebezpiecznych związków religii i polityki w książce jednej z największych światowych znawczyń tematu.Coraz wyraźniejszy czynnik religijny we współczesnych konfliktach politycznych świadczy przeciwko tym, którzy jeszcze niedawno wieszczyli śmierć boga. Choć świat zachodni od czasów oświecenia hołduje idei świeckiego państwa, okazuje się, że rację miał Gandhi, twierdząc: Ci, którzy mówią, że religia nie ma nic wspólnego z polityką, nie wiedzą, co religia oznacza.
Karen Armstrong w swej najnowszej książce ukazuje pięć tysięcy lat współistnienia religii i władzy, ich wspólne korzenie, wzajemny wpływ i niemożność oddzielenia działalności religijnej od politycznej nie tylko w przypadku Jezusa, Mahometa i Lutra, lecz także cesarza Konstantyna czy Krzysztofa Kolumba. Religia legitymizowała władcę i tak samo polityka nierzadko nadawała kształt teologii, co autorka obrazuje wymownymi przykładami z czasów herezji ariańskiej i podbojów kolonialnych. Armstrong nie ucieka od oceny współczesnych wydarzeń – w druzgoczący sposób krytykuje politykę amerykańską wobec Iraku i państw arabskich po 11 września, lecz jednocześnie przekonująco polemizuje z tymi, którzy w doktrynie islamu widzą główną przyczynę współczesnych aktów terroru. Armstrong daleka jest od ferowania łatwych ocen czy uproszczeń. Pokazuje, jak złożona jest obecność religii w życiu politycznym i jak niejednoznaczne są jej związki z władzą. Może zaskoczyć zarówno niejednego ateistę, jak i osoby głęboko wierzące.Wydawnictwo W.A.B., http://www.gwfoksal.pl/
„Pola krwi” nie są książką wpisującą się w nurt podpartego dorobkiem naukowym tak zwanego walczącego ateizmu, który zapoczątkował chyba „Bóg urojony” Dawkinsa. Poniekąd tytuł książki może być nawet mylący, przynajmniej jeśli będziemy ją rozpatrywali w kontekście religii jako źródła wojen. Armstrong nie zasypuje więc czytelnika cytatami, takimi jak na przykład: „Zabijajcie bałwochwalców, tam gdzie ich znajdziecie; chwytajcie ich, oblegajcie i przygotowujcie dla nich wszelkie zasadzki!” czy też: „Zabijcie wszystkich! Bóg rozpozna swoich”. Co prawda akurat te cytaty w książce się pojawiają, ale nie zostały tu przytoczone jako przykład na krwiożerczość religii. Zostały tu wykorzystane bardziej jako przykład nadużywanych (bezzasadnie) przez przeciwników wiary. O czym zatem jest ta książka? Odpowiedź poniżej!
Punktem wyjścia, tezą, którą autorka stawia już na wstępie i którą będzie starała się udowodnić jest to, że religia nie była nigdy przyczyną wojen, choć we współczesnym świecie może panować takie przekonanie. Patrząc na książkę jako całość, już po jej przeczytaniu, muszę odnotować, że „Pola krwi” niemal w ogóle nie opowiadają o dogmatach, świętych księgach czy też o wpływie Kościoła na władzę świecką. O wiele więcej w niej geopolityki i nieco socjologii. Religia pozostaje gdzieś na uboczu, ale często też jest integralną częścią polityki i tożsamości narodów. Karen Armstrong prowadzi swój wywód, próbując udowodnić tezę, iż tak naprawdę większość – o ile nie wszystkie konflikty – są spowodowane rywalizacją o zasoby, a religia nie jest powodem wojen, ale jednym ze środków mających prowadzić do celu. Jako jeden z czynników budujących tożsamość narodów, jest też wygodnym narzędziem do wykorzystania jako pretekst, na zasadzie budowania antagonizmu: my – oni.
Autorka prowadzi swój wywód rozpoczynając od najstarszych cywilizacji, w których rodziła się religia. Pisze o starożytnych Indiach, Chinach, imperium rzymskim, Izraelu, narodzinach imperium muzułmańskiego. Szczególnie dużo miejsca poświęca trzem religiom monoteistycznym: judaizmowi, chrześcijaństwu i islamowi. Przede wszystkim opowiada o rodzeniu się cywilizacji, narodów, prawa i religii. Odnajduje schematy charakterystyczne dla tworzenia się tożsamości kulturowej narodów czy rodzin narodów. Szczegółowo opisuje amerykański model religii, jako fundamentalną wartość dla narodu. Nie mniej dokładnie opisuje przemiany ery Oświecenia. Książkę można swobodnie traktować jako przekrój przez epoki, a nawet podręcznik historii, koncentrujący się na związkach władzy z religią.
Armstrong próbuje udowodnić, że religia jeżeli jest powodem przemocy to tylko i jedynie wtedy, kiedy staje się przedmiotem w rękach władzy – świeckiej czy duchowej. Brakuje tu natomiast jakiegoś jednego, wspólnego punktu odniesienia. Brak wyraźnej syntezy tego, co autorka opisała na kartach książki. Brak w końcu wyraźnie zarysowanego celu, do którego miałaby zmierzać w swoich dywagacjach. Owszem, wydaje się, że chce udowodnić, iż religia wcale nie jest źródłem wojen, a jest jedynie najczęściej pretekstem dla władzy uwikłanej w brudną politykę i tylko wtedy, kiedy jej prawdy są wypaczane.
Nie mogę się nie zgodzić z opinią, że religia nie jest źródłem wszelkiego zła ani wszystkich wojen. Natomiast autorka chyba nie zwraca uwagi na to – choć sama to zauważa – że religia jest tworem ludzkim, prawdy wiary i zasady religii są przez ludzi oraz dla ludzi interpretowane. Zauważa ona, że w Piśmie Świętym czy też w Koranie są ustępy, które wzajemnie sobie przeczą i tak naprawdę te wady edytorskie są przyczynkiem do tego, aby dowolnie interpretować „prawdy” w nich zwarte, zgodnie z własnym uznaniem i z własnymi celami. I owszem, zgodzę się, że religia sama w sobie nie jest źródłem całego zła, ale jako taka jest źródłem nienawiści, przemocy i prześladowań. Doskonale sprawdza się zatem jako narzędzie wykorzystywane do czynienia zła…