Autor: Teresa Lewkowicz-Mosiej
-
Konsultacja naukowa: brak
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2014
ISBN: 978-83-7785-224-8
- Wydanie: papierowe
Oprawa: twarda
Liczba stron: 360
Liczbę roślin warzywnych uprawianych na świecie szacuje sie na około 250 gatunków, z czego w naszym kraju znane jest tylko około 50. Z tych względów warto wprowadzić i spopularyzować gatunki dotychczas mało znane, które odznaczają się wysoką wartością odżywczą i z powodzeniem mogą być uprawiane w klimatyczno-glebowych warunkach naszego kraju.
Niektóre z tych gatunków, na przykład pasternak czy soczewica, bardzo często gościły na stołach dawnej Polski. Były składnikami wielu naszych tradycyjnych regionalnych potraw, do których obecnie tak chętnie wracamy.
W niniejszej książce podano wskazówki i przepisy na potrawy z nich, co może być przydatne dla gospodarstw agroturystycznych.z opisu wydawcy
Ładna okładka, w miarę dobry papier, kolorowe ilustracje (ale bez rewelacji) – walor edytorski urasta do głównego atutu książki. Nie mam wystarczającego doświadczenia, aby wiążąco wypowiedzieć się na temat porad sadowniczych i akapitów dotyczących uprawy, ale od strony historycznej i biologicznej książka ta jednak nie zachwyca.
Przede wszystkim bardzo mylący jest tytuł. Większość opisanych warzyw jest dziś dobrze znana, a niektóre od dawna bardzo popularne. Trudno się bowiem zgodzić, że burak, kapusta, pietruszka, kawon, melon czy nawet szalotka, cykoria i orzacha (bardziej znana jako orzeszek ziemny) zniknęły z naszego jadłospisu. Oczywiście kształtowanie treści to autonomia Autorki, lecz roślin faktycznie zapomnianych jest rzeczywiście cały koszyk. Jak wiele osób, nie mówię jadło czy jada, ale choćby słyszało o takich pysznościach jak łust głąbigroszek, szarłat, paciorecznik, bulwotka bulwiasta, ziemniara jadalna, albo chociaż łubin? Żadnej z nich w książce niestety nie znajdziemy. Przy okazji można zwrócić uwagę redaktorom, że sałata łodygowa to inaczej głąbiki krakowskie, a nie „głąbki krakowskie” (błąd jest w spisie treści). Powiedziałbym zatem, że Autorka zupełnie nie wypełnia obietnicy zawartej w tytule – duży minus.
Książka jest skrzyżowaniem słownika botanicznego, poradnika ogrodniczego i książki kucharskiej, z nutą historii w tle. Po pierwsze przytoczone przepisy kulinarne nie są jednak zachwycające. Należą w większości – powiedzmy delikatnie – do prostych i w żaden sposób nie są wyjątkowe dla zastosowanych składników. Czasem nawet odnosi się wrażenie, że głównego „bohatera” potrawy można z powodzeniem zastąpić czym innym, bez różnicy dla smaku. Zasięgając opinii ogrodnika dowiedziałem się, że zawarte w książce porady nie są bardzo pomocne, gdy jest się z kopaczką za pan brat. Dla mnie, zupełnego laika w tej kwestii, owe fragmenty były natomiast niepotrzebnymi przerywnikami narracji. Każdy opis rośliny zawiera kilka uwag o taksonomii, budowie i pochodzeniu rośliny. Są to jednak w większości informacje znane lub bardzo łatwo dostępne. Najbardziej interesujące są chyba wątki historyczne, ale jest ich niestety niewiele. Większość z nich nie ma zresztą dłuższych rozwinięć, co nadałoby treści spory walor poznawczy, bowiem dzieje przeważającej części opisywanych warzyw rzeczywiście nie są powszechnie znane (albo są zapomniane).
Niektóre rozdziały (np. karczoch i kawon) sprawiają natomiast wrażenie nie do końca przemyślanych, bez pomysłu. Ponadto zdarzają się w tekście błędy: s. 140 – łodyga kawona ma raczej do 5 m, a nie „5 cm” (trudno byłoby nazwać ją wtedy „długą i płożącą się”); s. 140 – dowiadujemy się też, że w środku kawona kryje się biały lub żółtawy, słodkawy miąższ, co kłóci się zarówno z powszechnym doświadczeniem, jak i z załączonym w książce rysunkiem i zdjęciem. Osobiście uważam, że nazwanie św. Hildegardy z Bingen „zielarką” jest jednak trochę nie na miejscu.
Ogólnie uważam, że książkę można postawić na półce i czasem do niej sięgać, ale zaliczyłbym ją do prac trzecioligowych.