Autor: Edward Dolnick
-
Tłumacz: Aleksandra Czyżewska-Felczak
Wydawnictwo: Znak
Data wydania: 2019
ISBN: 978-83-240-5703-0
-
Wydanie: papierowe
Oprawa: miękka
Liczba stron: 366
Nie każdy człowiek zastanawia się nad tym, czy Ziemia jest okrągła lub jak powstają gwiazdy. Ale wszyscy chcą wiedzieć, skąd się biorą dzieci. Przez tysiące lat na to pytanie nikt nie umiał odpowiedzieć.Przez długi czas ludzie wiedzieli tylko jedno – ciąża ma jakiś związek z seksem. Ale co dalej? Dlaczego kobieta nie zachodzi w ciążę po każdym stosunku? Co takiego dzieje się we wnętrzu jej ciała?
Długo wierzono, że „gotowy” mały człowiek czeka w mężczyźnie lub w kobiecie na sygnał, by zacząć rosnąć. Przez dekady spierano się, czy to mężczyzna, czy kobieta noszą w sobie życiodajne nasienie. W wielu krajach panował pogląd, że organizm kobiety w ogóle nie współtworzy dziecka, a jest jedynie swego rodzaju inkubatorem dla potomka mężczyzny. Z kolei geniusze tacy jak Newton twierdzili, że sperma to pasożyty niemające nic wspólnego z początkiem życia.
Edward Dolnick przedstawia fascynującą historię poszukiwania odpowiedzi na pytanie, które jako dziecko zadaje każdy z nas. Ukazuje naukowców jako detektywów na tropie największej biologicznej zagadki. W porywający sposób przedstawia ich szaleńcze teorie, nowatorskie metody badań i obrazoburcze wnioski. Pokazuje tę niepohamowaną ciekawość, która kazała im odkryć, jak i gdzie bierzemy swój początek.
z opisu wydawcy
Nie da się ukryć, że wszystko co związane z seksem dobrze się sprzedaje. A przynajmniej lepiej niż gdy go nie ma. O ile człowiek dosyć szybko powiązał akt seksualny z narodzinami dzieci, to poznanie mechanizmu w jaki sposób jedno prowadzi do drugiego było już mniej oczywiste i przez wieki ludzie nie wiedzieli skąd właściwie biorą się dzieci. Sposób jak ludzie wyobrażali sobie powstanie człowieka jest tematem samym w sobie fascynującym. Dobrze widać to po pracy E. Dolnicka, którą czyta się przyjemnie.
Autor recenzowanej książki Edward Dolnick jest amerykańskim dziennikarzem, który zajmował się bardzo różnorodną tematyką. Jest on autorem zarówno prac dotyczących historii nauki (own the Great Unknown: John Wesley Powell`s 1869 Journey of Discovery and Tragedy Through the Grand Canyon czy The Clockwork Universe: Isaac Newton, the Royal Society, and the Birth of the Modern World) lub też historii sztuki (The Rescue Artist: A True Story of Art, Thieves, and the Hunt for a Missing Masterpiece lub The Forger’s Spell : A True Story of Vermeer, Nazis, and the Greatest Art Hoax of the Twentieth Century). Ma to swoje plusy, ale i minusy. Z jednej strony książkę czyta się rewelacyjnie, jest napisana żywym, barwnym językiem, co dobrze oddano w polskim przekładzie. Z drugiej strony autor nigdy nie prowadził badań. Autor nie przytacza źródeł, sam rozwój nauki zna za pośrednictwem prac naukowych. Poszczególne rozdziały są warte tyle, ile warta była praca na której opierał się autor.
Szczególnie widać to w pierwszych rozdziałach pracy. Rozważania autora o poglądach ludzi żyjących w starożytności są bardzo pobieżne. Z jednej strony to jedynie wstęp do tematu jak doszło do rozgryzienia problemu jak powstaje człowiek, z drugiej autorzy prac, na których opiera się E. Dolnick przede wszystkim byli zainteresowani rewolucją naukową w XVII wieku, więc sami o antyku większego pojęcia nie mieli. Równie bez sensowny jest rozdział dotyczący Leonardo da Vinci. Autor niezbyt rozumie powodów, dla których da Vinci zajmował się anatomią. Nie stała za tym ciekawość naukowa, ale stworzenie sobie jak najlepszego warsztatu pracy. Da Vinci przede wszystkim był malarzem. Sam nie posiadał zbyt wielu książek, w epoce nowożytnej nie był postrzegany jako wynalazca czy intelektualista. Mit da Vinciego jako wielkiego wynalazcę narodził się dopiero w XIX wieku. Dla nas wydaje się on oczywisty, ale przez wieki nikt tak na niego nie patrzył. Do tego malarze i artyści nie byli długo postrzegani jako artyści, a rzemieślnicy, a zawód był często dziedziczony z ojca na syna. Kiedy analizowano biografię literatów oraz malarzy i rzeźbiarzy okazało się, że ci pierwsi pochodzi z elity, podczas gdy ci drudzy są dziećmi rzemieślników. Zmiana statusu malarzy i rzeźbiarzy miała miejsce dopiero po upowszechnieniu się akademii, gdy malarze i rzeźbiarze zaczęli być postrzegani jako artyści, a w ich szeregach zaczęli dominować ludzie z dobrych domów. Mimo, że da Vinci był synem notariusza to nigdy nie zdobył wykształcenia akademickiego. Rozważania E. Dolnicka dotyczącego da Vinciego spokojnie można pominąć jako zła popularyzację opartą na nieprawdziwych przesłankach. tak więc po lekturze pierwszych siedemdziesiątych stron miałem negatywną opinię o tej książce. Potem było jednak znacznie lepiej.
Do przedstawiania poglądów dotyczących jak powstaje człowiek w okresie rewolucji naukowej nie mam większych zastrzeżeń, a wręcz przeciwnie podoba mi się. Autor snuje ciekawą opowieść o zdobywaniu trupów na sekcje zwłok, teatrach anatomicznych, nieudanych doświadczeniach Harveya, teorii jednej płci, badaniach Graafa, odkryciach Leeuwenhoecka, sporach owulistów z animalkulistami, konkluzjach wynikających z badań nad rozmnażaniem się ślimaków, czy mszyc (przeważnie są dzieworodne, więc odkrycie rozmnażających się dziewic w świecie zwierząt było szokiem), skandalem związanym z kobietą z Godiman, która w pierwszej połowie XVIII wieku twierdziła, że urodziła króliki, odrzuceniem preformacji, pomysłowym badaniom Spallanzaniego (szył majtki dla samców żab, aby sprawdzić czy sperma jest potrzebna do zapłodnienia), szaleństwu związanym z odkryciem elektryczności (przepuszczanie ładunków elektrycznych przez żywych ludzi, ale też przez ciała skazańców, gdy płynący pomiędzy dwoma metalami prąd powodował poruszanie się zmarłych, otwieranie przez nich oczu), aż po odkrycie komórki jajowej przez Baera w 1827 roku. Autor uniknął częstych anachronizmów w postrzeganiu przeszłości, historii nauki. Zdaje sobie sprawę, że jej rozwój nie przebiega liniowo, powstanie trafnej hipotezy nie oznacza jeszcze, że wszyscy ją przyjmują. Nie uległ pokusie postrzegać przeszłości przez pryzmat naszej areligijności. Pamięta jak olbrzymią rolę w kształtowaniu się wyobrażeń w tych czasach miała religia. Nie próbuje też patrzeć (a przynajmniej nie robi tego zbyt często) na poprzednich badaczy z góry, wskazując na ich nierozsądne wyobrażenia. Autor słusznie zwraca uwagę jak często badacze źle interpretowali obserwacje z powodu przyjmowania wyznawanego paradygmatu badawczego. A przecież łatwo można byłoby utonąć w drwinie nad ludźmi, którzy przez dziesięciolecia uważali plemniki za pasożyty dróg rodnych i odmawiali im istotnej roli w procesie powstawania człowieka. Analizując spory między owulistami animalkulistami zauważa przyczyny, które utrudniały im uchronić się przed popełnionymi błędami.
Reasumując książka jest dobrą pracą popularnonaukową. Mam zastrzeżenia do pierwszych jej rozdziałów, dalsze jednak wynagrodziły mi to. Autor pisze o historii nauki bardzo nowocześnie. Praca jest bardzo wciągająca, opisy badań są bardzo wciągające i ciekawe. Warto sięgnąć po tę pracę.