Autorzy: Pier-Vincenzo Piazza
-
Tłumaczenie: Krystyna Szeżyńska-Maćkowiak
Tytuł oryginalny: Homo biologicus
Wydawnictwo: Muza
Data wydania: 2020
ISBN: 978-83-287-1464-9, 978-83-287-1462-5 (ebook) -
Wydanie: papierowe, ebook (epub, mobi)
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Liczba stron: 384
Pier-Vincenzo Piazza, lekarz, psychiatra i neurobiologiem włoskiego pochodzenia, specjalizującym się w uzależnieniach i chorobach psychiatrycznych. o Autorze
Czekaliście na „Cyberpunka 2077”? Jeśli tak, to pewnie właśnie czujecie rozczarowanie, szczególnie jeśli w gry ciupiecie na konsolach, choć i wersja na PC pełna jest problemów. Świat piękny, ale ilość bugów powala. To nie jest gra, na którą czekaliśmy latami. Dlaczego od tego zaczynam swoją recenzję Homo biologicus Pier Vincenzo Piazzy? Otóż, gdy pierwszy raz zobaczyłem zapowiedź tej książki, niezwłocznie wpisałem ją na listę „must read”. A potem zaczęło się trwające kilka miesięcy czekanie. Nie tak długie, jak w przypadku Cyberpunka na szczęście, ale jednak. Przynajmniej tu premiera nie była przekładana kilka razy… Jakież było jednak moje rozczarowanie, gdy książkę dostałem do ręki i zacząłem ją czytać. Wolę już bugi i opóźnione ładowanie tekstur Cyberpunka i z jego ciekawą fabułą i krwistymi postaciami (jak donoszą recenzenci) od tego, co wypluł z siebie Piazza. Dlaczego? Oj dużo by pisać. Bardzo dużo. Zaczynajmy więc.
Źle w Homo biologicus dzieje się już od samego początku. W pierwszej części książki autor przedstawia dualizm ciało-dusza, wskazując jakoby nadal głęboko zakorzeniony był on nie tylko u większości „zwykłych ludzi”, ale również naukowców parających się humanistyką i naukami społecznymi. Od razu zaznaczyć należy, że nie jest to rys historyczny. Co to, to nie. Autor traktuje to zupełnie poważnie. Jasno pokazuje tym, że jest w zakresie humanistyki i nauk społecznych, które tak hardo atakuje, zupełnym ignorantem. Wybaczyć można mu jeszcze filozoficzną miałkość (choć sam siebie nazywa „filozoficznym neofitą”, co wywołuje u czytelnika tylko uśmiech politowania), ale fundamentalne braki w wiedzy psychologicznej u neurobiologa to już totalne kuriozum. Piazza prezentując dualizm ciało-dusza, którym jakoby nadal przesiąknięte były humanistyka i nauki społeczne, gorąco dyskutuje ze swoimi adwersarzami. Niestety nie bardzo wiadomo, kim oni są… Oczywiście pełno jest na świecie ludzi, którzy uważają, że nasz umysł nie jest wytworem aktywności neuronalnej, ale wśród naukowców mało kto traktuje takie twierdzenia poważnie. W efekcie Piazza tworzy chochoła i „obala” poglądy, które już dawno nie obowiązują. Nie pomaga fakt, że autor nie przytacza ani jednego nazwiska zwolenników dualizmu. W efekcie uznać należy, że jego adwersarzem jest jakiś archetyp filozofa sprzed wieku, a może nawet dwóch. Gdyby przenieść jego książkę wehikułem czasu do XIX czy początków XX wieku, byłaby to publikacja iście przełomowa. Dziś, no cóż… nie jest.
Ignorancja autora wyraża się również tym, że nie stawia on żadnej granicy między naukami humanistycznymi a religią – najczęściej wprost zestawiając je ze sobą w zbitce „nauki humanistyczne i religie”. Arogancja, z jaką to robi równać może się tylko z arogancją wybitnych fizyków, którzy co nuż próbowali zastąpić psychologów, a potem i neurobiologów, w szukaniu odpowiedzi nad istotą świadomości i jej źródłami. Zwykle bardzo szybko łamali sobie jednak zęby na problemach, które okazały się znacznie bardziej złożone, niż materia, z którą naukowo pracowali wcześniej. A że sam Piazza nie jest na bieżąco z humanistyką widać nie tylko po ogólnikowej dyskusji z nie wiadomo kim, ale również po przestarzałej wiedzy, jaką prezentuje. Choć datowanie pojawienia się Homo sapiens na „co najmniej” 150 tys. lat można jeszcze wybaczyć (w rzeczywistości w chwili obecnej mówi się raczej o 300 tys. lat), bo sama data nie ma wpływu na wywody autora, o tyle powoływanie się na hipotezę o kognitywnie współczesnym człowieku (ileż jeszcze razy będę musiał wytykać to kolejnym autorom!?), to w obliczu najnowszych odkryć związanych tak z H. sapiens, jaki i Neandertalczykiem – zwykły anachronizm.
A to wszystko tylko w pierwszym rozdziale… No dobrze, pomyślałem, było już kilka takich książek, które kiepsko zaczynały, by potem pokazać swą prawdziwą wartość. W końcu, cytując premiera L. Millera, prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy. Niestety Piazza szybko pozbawił mnie złudzeń. W kolejnych rozdziałach ugruntowaną wiedzę miesza on ze spekulacjami – często grubymi nićmi szytymi – jak choćby wtedy, gdy bez żenady wskazuje, że za zmianą zachowania jego sycylijskiej znajomej, która nastąpiła po urodzeniu dziecka, stały… zmiany epigenetyczne. A wszystko to w oparciu o badania na szczurach. Ach, gdybyż wywód autora był choć logicznie spójny. Nic z tych rzeczy jednak! Piazza wprost rzuca, że wychowanie i kultura nie mają żadnego znaczenia, liczy się tylko biologia, a wszystkie nasze doświadczenia zmieniają nasz mózg. Skoro jednak tak, to czy kultura, w obrębie której jesteśmy wychowywani, nie potrafi wpłynąć na strukturę naszego mózgu czy regulować aktywność neuronalną?
Piazza nie oszczędza też ani psychoanalizy, ani niefarmakologicznych interwencji psychologicznych i psychiatrycznych. W pierwszym przypadku jego wiedza nie wykracza jednak daleko poza „kompleks Edypa”. Nie ma więc pojęcia, jak bardzo psychoanaliza rozwinęła się i jakie jej mutacje powstały (po prawdzie część z nich prawdziwie absurdalna). W drugim przypadku wskazuje, że właściwie jedynie lekami skutecznie leczyć można różnego rodzaju psychiczne zaburzenia – wrzucając naturalnie wszystkie do jednego worka. Dość powiedzieć, że znów sam sobie przeczy, bo skoro wszystkie nasze doświadczenia „zmieniają nasz mózg”, to również terapia – np. najskuteczniejsze wg badań terapie behawioralno-poznawcze – jest w stanie pomóc w przypadku niektórych przynajmniej zaburzeń natury psychicznej. Nowocześni psychiatrzy umiejętnie zaś łączą farmakoterpię z innymi rodzajami terapii.
Kolejnym popisem ignorancji autora jest twierdzenie, jakoby jeszcze niedawno ludzie umierali przed czterdziestką. Wyraźnie nie rozumie przy tym, czym w istocie jest średnia długość życia i że dla społeczeństw preindustrialnych (a po prawdzie przed pojawieniem się współczesnej medycyny na przełomie XIX i XX wieku) miara ta nic nam nie mówi o wieku, do którego dożywali ich członkowie. Znacznie lepsze jest tu stosowanie tzw. oczekiwanej dalszej długości trwania życia po osiągnięciu dojrzałości płciowej. Przykładowo średnia długość życia przeciętnego Rzymianina wynosiła ok. 24-25 lat. Dlaczego tak mało? Ponieważ w starożytnym Rzymie (co można uogólniać dla większości świata preindustrialnego) bardzo wysoka była umieralność noworodków. Szacuje się, że w niemowlęctwie umierać mogła nawet 1/3 narodzonych. Niemal tyle samo nie dożywało zaś dojrzałości płciowej. Ci szczęśliwcy jednak, którym się udało, umierali średnio około 50 roku życia. Takie kwiatki rozsiane są po całej książce. W ten sposób znęcać można byłoby nad autorem w nieskończoność (obawiam się, że rzetelne omówienie książki mogłoby zająć więcej miejsca niż liczy ona sama…). Kontrowersyjne są tu nawet poglądy na kwestie uzależnień, którymi Piazza zajmuje się zawodowo. Wyraźnie nie jest on jednak w tym zakresie na bieżąco z ustaleniami psychologów.
Homo biologicus to książka kuriozalna. Autor – co wynika ze wstępu – pozazdrościł sławy Yuvalowi Noah Harariemu i postanowił iść w jego ślady. O ile jednak książki izraelskiego historyka mogą być miałkie i mało oryginale oraz zawierać wiele uproszczeń, to jednak nie można Harariemu odmówić erudycji. Tej wyraźnie brakuje Piazzy. W zasadzie książkę podsumować można przywołując Wolfganga Pauliego: es ist noch nicht einmal falsch. Samemu Piazzy polecam za to poczytać o efekcie Krugera-Dunninga, bo wyraźnie stał się jego ofiarą.
Wydawnictwo: Muza SA
Format: 140x203 mm, e-book, epub, mobi, papierowe