Autor: Bernd Heinrich
Wydawnictwo: Czarne
Tytuł oryginału: The Snoring Bird: My Family’s Journey Through a Century of Biology
Data wydania: 2016
ISBN: 9788380492745[/tab][/tabs]
Heinrichowie w 1951 roku przyjechali do Ameryki. Heinrich – ojciec był już wtedy dojrzałym mężczyzną i uznanym przyrodnikiem. Gerd i Hildegarda – rodzice Bernda często rozmawiali o życiu, które przed II wojną światową i tuż po niej wiedli w Polsce i w Niemczech. Opowieści o baśniowym życiu w lesie, o Starym Świecie, o Polsce, o dalekich krajach tropikalnych, do których Gerd wyprawiał się w młodości, pełnych egzotycznych ptaków i motyli, zapadły głęboko w pamięć młodemu Berndowi. Wśród bohaterów tych opowieści najbardziej magiczny i tajemniczy był chrapiący ptak, którego uważano za gatunek wymarły, a na którego poszukiwanie wyruszył kiedyś jego ojciec.Książka Bernda Heinricha to niezwykłe wspomnienia, w których autor opisuje, jak kształtowały się jego relacje z ojcem i życie rodziny na farmie w Maine, która stała się domem dla emigrantów z Europy. I jak doszło do tego, że poszedł w ślady swego ojca, stał się uznanym przyrodnikiem, autorem wielu książek, w których z wielkim znawstwem i pasją przybliża swoim czytelnikom fascynujący świat przyrody.z opisu wydawcy
W naukach biologicznych istnieje niepisany podział na przyrodników, którzy najchętniej całe życie spędziliby w terenie oraz na tych naukowców, którzy preferują swój przytulny gabinet oraz suche biurko, ewentualnie laboratorium. Oczywiście, u wielu badaczy występują jedne i drugie preferencje w równych proporcjach. Nie dotyczyło to jednak Gerda Heinricha, czyli niemieckiego entomologa i ornitologa, któremu poświęcona została książka „Chrapiący ptak. Rodzinna podroż przez stulecie biologii”, napisana przez jego syna – Bernda. Heinrich senior, gdyby tylko mógł, najchętniej całe życie spędziłby w lesie, dżungli, na bagnach i moczarach – byle tylko móc chwytać fascynujące go owady, polować na pasjonujące gatunki ptaków i kolekcjonować ich jaja, wybierając je z gniazd. Brzmi trochę „po myśliwsku”, jak na przyrodnika? Nic dziwnego, bo Gerd Heinrich żył na przełomie XIX i XX wieku, kiedy to nauki przyrodnicze obierały nieco inny kurs niż ma to miejsce współcześnie.
„Chrapiący ptak…” opowiada dokładnie o tym, co zawarto w jego podtytule. To około sześćsetstronicowe tomisko, w którym syn-biolog zebrał historię życia oraz podróży swojego ojca. Historiom i podróżom tym towarzyszy wprawdzie biologia (a zwłaszcza entomologia oraz ornitologia), ale nie jest to książka popularnonaukowa w ścisłym rozumieniu tego słowa. To raczej bardzo osobisty zbiór wspomnień, listów i opisanych zgrabnym językiem pamiątek rodziny Heinrichów. Owszem, można przeczytać co nieco o zwyczajach niektórych gatunków, które odegrały kluczową rolę w historii rodzinnej (jak na przykład, tytułowego chrapiącego ptaka), ale raczej trudno się tu doszukać prawdziwego waloru naukowego lub popularyzatorskiego. I właśnie dlatego tak trudno jest mi ocenić pozytywnie tę publikację. Moje zadanie polega na zrecenzowaniu tej książki w kategoriach pozycji popularnonaukowej, przy czym jednym z najważniejszych kryteriów, jakie oceniam jest poziom merytoryczny. Trudno wypowiedzieć się bardzo pochlebnie na jego temat, ponieważ przekazanie wiedzy nie było wcale celem autora książki. Przypuszczam, że chciał on po prostu zebrać wszystkie rodzinne historie w spójną całość i przedstawić ją światu.
Traktowany jako gawęda lub zbiór esejów i wspomnień, „Chrapiący ptak…” zasługiwałby na bardzo wysoką ocenę, ponieważ język książki jest niezwykle przyjemny, opowieść wciągająca, a treść naprawdę przyjemnie się czyta. Historia jest szczególnie ciekawa dla polskiego czytelnika, ponieważ realia pierwszej i drugiej wojny światowej zostały tu opisane z perspektywy przyrodnika-Niemca, który urodził się i wychował na terenie obecnej Polski – w Borówkach. Trudno jednak doszukać się istotnych walorów naukowych lub edukacyjnych, bo nawet gatunki, które poznajemy z nazwy i behawioru opisywane są raczej w kontekście polowań, jakie ojciec autora prowadził w celu pozyskania okazów dla muzeów lub dla prywatnych kolekcjonerów. Ten fakt mówi z resztą bardzo wiele zarówno o Gerdzie Heinrichu, jak i o realiach, które panowały w owych czasach w nauce. Wybranie się w samotne ostępy odległych lasów tylko po to, aby odnaleźć rzadki gatunek ptaka, a następnie – by go upolować dla prywatnego kolekcjonera, kuratora muzeum lub na własne potrzeby było wtedy czymś zupełnie naturalnym i normalnym. Dokładnie tak, jak chwytanie i uśmiercanie owadów, a następnie przypinanie ich na szpilkach w gablocie. Były to działania całkowicie usprawiedliwione ówczesnym poziomem wiedzy oraz możliwościami katalogowania i uwieczniania wizerunków okazów, ale jednocześnie – to działania tak dalekie od współczesnego podejścia, że trudno dla nich znaleźć sympatię i pełną aprobatę. Trudno bowiem zliczyć, ile trupów padło na kartach tej książki: ile tysięcy osobników ojciec autora ustrzelił i ile jego matka oraz ciotka (swoją drogą – obie były partnerkami Gerda) oskórowały i wypreparowały.
Wszystkie powyższe aspekty przemawiają na wielką korzyść książki traktowanej jako zbiór esejów czy wspomnień, ale jednocześnie – na niekorzyść pozycji mającej na celu popularyzowanie nauk biologicznych. I nie chodzi mi absolutnie o „niepoprawność polityczną”, której przykłady opisałam powyżej, ale po prostu o to, że popularyzacji jest tu jak na lekarstwo. To tak, jakby oceniać „W pustyni i w puszczy” w kategoriach podręcznika do biologii.
Podsumowując, polecam Wam bardzo serdecznie tę książkę, ponieważ czyta się ją rewelacyjnie, ale niestety nie mogę jej uznać za wartościową pozycję popularnonaukową, ponieważ – wedle mojej oceny – nie należy ona w ogóle do tej kategorii książek.