Autor: Neil de Grasse Tyson
Tłumaczenie: Jakub Radzimiński
-
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 05.06.2024 r.
ISBN: 978-83-67710-98-5 -
Wydanie: papierowe
Oprawa: miękka
Format: 113 x 184 mm
Liczba stron: 408
Neil deGrasse Tyson w swojej książce dzieli się z nami mnóstwem ożywczych spostrzeżeń: od uwag na temat rozwiązywania konfliktów po uświadomienie nam, jak cenne i wyjątkowe jest istnienie każdej osoby. Ujawnia dziesięć pięknych i inspirujących prawd o społeczeństwie i zabiera nas w fascynującą podróż, dzięki której zaczniemy zupełnie inaczej postrzegać otaczający nas wszechświat i nasze miejsce w jego bezmiarze.z opisu wydawcy
Najnowsza książka Neila de Grasse Tysona nie jest książką popularnonaukową i jako taka nie powinna być traktowana. Bardzo chciałbym na tym zakończyć moją recenzję Gwiezdnego posłańca, ale myślę, że przyda się wam kilka szczerych słów na temat jego treści. Jednocześnie zaznaczam, że jest to opinia wyrażona z punktu widzenia czytelnika nastawionego na rozwój i uczenie się poprzez lekturę książek popularnonaukowych.
Przede wszystkim, Neil de Grasse Tyson to znana postać, autor książek sprzedających się w ogromnych nakładach i zdolny naukowiec. Jego działalność przysłużyła się do rozwoju zainteresowania nauką i kosmosem u wielu ludzi na całym świecie. Tym trudniej zaakceptować fakt, że najnowszy wpis w jego pisarskim CV stanowi pozycja, którą trudno uznać za kontynuację tego popularyzatorskiego projektu. Rozumiem, że wiele osób uważa autora za autorytet, ale myślę, że konstruktywna krytyka pomaga wszystkim, zarówno autorowi, jak i odbiorcy. Poza tym nie sądzę, że napisanie takiej książki dyskredytuje czy umniejsza poprzednie osiągnięcia — raczej po prostu jest wyrażeniem opinii na wiele społecznie dyskutowanych tematów. Przedstawienie swoich opinii nie jest niczym złym, ale przedstawienie ich obok naukowych faktów sugeruje, że są one również naukowe — a tak niestety nie jest.
Tekst został podzielony na dwanaście rozdziałów (wliczając rozdział wstępny i posłowie) oraz przedmowę i podziękowania. To dużo, jak na około 350 stron, ale ułatwia to poruszanie się po omawianych zagadnieniach. W zasadzie każdy rozdział jest osobnym esejem, co pomaga w czytaniu książki etapami. Biorąc pod uwagę technikalia, jest bardzo dobrze.
Już we wstępie pojawia się wyjaśnienie, które lekko mnie zaniepokoiło. Otóż Gwiezdny posłaniec ma nawiązywać do dzieła Galileusza o tym samym tytule (Sidereus nuncius), które stanowiło pierwsze spojrzenie w kosmos za pomocą metod naukowych. Już tutaj autor wprowadza pojęcie „perspektywy kosmicznej”, które będzie się pojawiać w kolejnych rozdziałach. Dodatkowo czytamy również, że obserwacja księżyca i najbliższych ciał niebieskich pozwoliła na uzyskanie innej perspektywy, bo: „Gdyby nie ono, pewnie wciąż tkwilibyśmy w przekonaniu, że cały świat obraca się wokół nas i naszych opinii” – s.14. Dając dowód swojej erudycji, autor miesza tu zjawiska fizyczne z doświadczeniami natury psychologicznej, a nawet religijnej (moralność) i, niestety, to pomieszanie nie jest jednorazowym przypadkiem. Następnie w tekście pojawia się pojęcie obiektywnej wiedzy (s.19) i to już bardzo niepokoi. Wielu filozofów, myślicieli, a także innych, bardziej nieobliczalnych osób uzurpowało sobie prawo do posiadania obiektywnego poznania w epistemologii. Zachęcam do przeczytania chociażby opracowań na temat wiedzy obiektywnej u Karla Poppera – tutaj „Przyznać jednak trzeba, że Popper nie do końca jest konsekwentny w określeniu relacji między informacją i jej rzeczywistym bądź potencjalnym odbiorcą. Zdaje się twierdzić, jakoby rozważając istotę informacji, nie trzeba z góry zakładać istnienia jej rzeczywistego bądź potencjalnego odbiorcy, który będzie starał się ją zrozumieć” (link do opracowania, które omawia ten temat: https://ruj.uj.edu.pl/server/api/core/bitstreams/4556555f-3ead-4ded-82b5-7c3ddd4c6573/content”https://ruj.uj.edu.pl/server/api/core/bitstreams/4556555f-3ead-4ded-82b5-7c3ddd4c6573/content). Tak samo Tyson stara się eliminować perspektywę odbiorcy, jednocześnie wysnuwając wnioski, które nie płyną z obserwacji, ale z eksperymentu myślowego. Niestety, eksperyment myślowy polega na wprowadzeniu do tekstu kosmitów, którzy, oglądając nasz świat, interpretują nasze zachowania, podobnie jak my obserwujemy zachowania mrówek. Byłoby to nawet dość zabawne, gdyby nie było pisane na poważnie.
Podczas przeprowadzania tych skomplikowanych operacji myślowych autorowi zdarza się wyrażać wiele poglądów jednocześnie – np. o nauce, postępie i merytorycznej demokracji, co wprowadza chaos w narracji, a czasami wręcz zakrawa na absurd. Miejscami wygłasza też sprzeczne poglądy, na przykład kiedy mówi, że w nauce przekleństwem dla postępu jest zgodność, a kilka zdań wcześniej wspomina, że nie należy potwierdzać odkrycia „dopóki większość badaczy nie uzyska zgodnych wyników” (s. 21-22). Z twierdzeniem, jakoby przekleństwem nauki była zgodność, dyskutuje też Dawid Myśliwiec w filmie na swoim kanale – polecam moment od 06:22, który jest odpowiedzią na podważanie nauki o zmianach klimatu, ale można go zastosować ogólnie do tego typu myślenia o nauce, zwłaszcza że bardzo obecny jest tam wątek zgodności.
Kolejnym trudnym momentem w lekturze był dla mnie fragment, w którym dowiadujemy się, że od kulturowego wzorca umiejscowienia Boga na wzgórzu czy niebie Tyson wyprowadza dowód na to, że ludzie instynktownie wiedzą, że prawda naukowa zastąpiła Boga, co umacnia dodatkowo obserwacjami w religiach animistycznych lub innych, kiedy ludzie utożsamiali bóstwa z siłami natury (s.35-40). Taki sposób rozumowania – od szczegółu do ogółu lub odwrotnie, z pominięciem niewygodnych momentów, jest tutaj obecny cały czas. Cały rozdział pt. Prawda i piękno jest wielkim westchnieniem do ideałów filozofii antycznej. Ogólnie rzecz biorąc, książka jest właśnie tego rodzaju balansowaniem między faktami naukowymi, opiniami, filozofią i „mądrościami ludowymi”.
Na poparcie tezy o umowności granic autor przytacza też fakt, że ludzie mają tendencję do nadawania innym ludziom i zjawiskom etykiet, i zdaje się, że ten fakt bardzo przeszkadza w przyjęciu perspektywy kosmicznej. Z kolei na poparcie tezy o prawach dla osób LGBTQ+ przytacza przykład, kiedy obserwując zdjęcia losowych ludzi, stara się określić ich płeć, co idzie mu całkiem dobrze, więc niespodziewanie stwierdza, że w identyfikacji zwraca uwagę na cechy trzeciorzędowe, nie na faktyczne różnice (czymkolwiek one są). Powiem tylko, że trzeciorzędowe cechy płciowe to zarazem te, na podstawie których najłatwiej można przypisać płeć danemu osobnikowi – są nimi w przypadku kobiet „biust, specyficzne owłosienie ciała, specyficzne umięśnienie i rozłożenie tłuszczu na ciele, specyficzne proporcje budowy ciała (szerokie biodra itp.), wysoka barwa głosu”, natomiast u mężczyzn „specyficzne owłosienie ciała, specyficzne (męskie) umięśnienie i rozłożenie tłuszczu na ciele, specyficzne proporcje budowy ciała (węższe biodra, szersze ramiona itd.), niska barwa głosu, jabłko Adama” – za wikipedia. Co ciekawe, dla argumentowania ważności tożsamości płciowej (gender) wymieniane są tu cechy płci biologicznej (sex); właśnie tego typu „sztuczek” w tekście jest mnóstwo i naprawdę trudno jest czytać to z perspektywy książki, która stara się uzasadniać pewne arbitralne twierdzenia, używając do tego zjawisk fizycznych.
Można nieco złośliwie dodać, że, podobnie jak z perspektywy kosmosu nie widać granic czy różnic między ludźmi, tak samo nie widać z niej dorobku naukowego Neila de Grasse Tysona, bo tytuły naukowe również są konceptami społecznymi, a nie fizycznymi obiektami. W tym miejscu zakończę jednak podawanie przykładów wątpliwej argumentacji, wspomnę natomiast, że autorowi zdarza się w niewybredny sposób wypowiadać o ludziach mających odmienne poglądy, czy nawet przytaczać mizoandryczne treści (s.263-264). W rozdziale o prawie pojawia się także dość tendencyjne zgromadzenie danych, opisujące nowy wymiar sprawiedliwości, a które jest niesamowicie naiwne (polecam skonfrontować te wywody na temat statystyki z książką Broń matematycznej zagłady Cathy O’Neil).
Jeśli chodzi o wydanie i poziom edytorski, to jak już wspomniałem, technicznie jest bardzo dobrze. Przekład Jakuba Radzimińskiego jest poprawny i dokładny. Książka jest wydana w sposób estetyczny i czyta się ją bardzo wygodnie, nawet wychodząc z nią na zewnątrz.
Podsumowując, Gwiezdny posłaniec stanowi doskonały przykład na to, co dzieje się, kiedy naukowcy próbują wypowiadać się na tematy spoza dziedziny własnej ekspertyzy, przekonując, że wiedzą już tyle, że są w stanie wyjaśnić nam działanie całego świata. Książka jest świadectwem całkiem sprawnej zdolności retorycznej. Nauce nie pomagają jednak dzieła budowane na argumencie z autorytetu (własnego, czy mistycznej mądrości pokoleń). Niestety, chociaż jako ludzie posiadamy taką emocjonalną potrzebę, nie istnieje jeden prosty sposób wytłumaczenia całej złożoności świata – jakaś jedna zasada, czy jeden naukowiec lub kosmita zdolny go ogarnąć. Nigdy nie będziemy mieć pewności, czy to, co jako ludzkość staramy się wypracować, przynosi obiektywnie dobre i pożądane rezultaty. Pozostaje nam więc ciężka praca i nieustawanie w staraniach, by bez uprzedzeń gromadzić zdania intersubiektywnie komunikowalne – bo tym właśnie jest nauka.