Autor: Piotr Zychowicz
-
Wydawnictwo: Rebis
Seria wydawnicza: –
Data wydania: 2015
ISBN: 9788378187707
-
Wydanie: papierowe, epub
Oprawa: miękka
Liczba stron: 472
Podczas wojny 1920 roku Polacy dwukrotnie mogli zdobyć Moskwę i obalić reżim bolszewików. Musieliby jednak zawrzeć przymierze z białymi rosyjskimi generałami. Najpierw z Antonem Denikinem, potem z Piotrem Wranglem. Niestety Józef Piłsudski odrzucił tę możliwość i podjął tajne rozmowy z Włodzimierzem Leninem. Uważał bowiem, że Rosja „czerwona” będzie dla Polski mniej groźna niż Rosja „biała”. Był to katastrofalny błąd. Polacy nie tylko ocalili komunizm, ale zaprzepaścili szansę na odbudowę potężnej Rzeczypospolitej w przedrozbiorowych granicach. Choć wygraliśmy Bitwę Warszawską cała wojna z bolszewikami skończyła się dla nas klęską. Podpisując w 1921 roku haniebny Traktat Ryski rzuciliśmy na pastwę Sowietów połowę terytorium Rzeczypospolitej i półtora miliona Polaków. Ludzie ci padli ofiarą czerwonego Holokaustu. Polska zapłaciła za to gorzką cenę 17 września 1939 roku… z opisu wydawcy
Nie rozumiem fenomenu popularności pisarstwa Zychowicza. A właściwie to rozumiem, choć nadal nie rozumiem. Zychowicz zawładnął umysłami prawicowo nastawionych miłośników (pseudo)historii. Z jednej strony jego książki są łatwe, dobrze się je czyta, nie mają nużącego aparatu naukowego. Czytelnik ma wierzyć autorowi na słowo. A ten im bardziej absurdalne tezy stawia, to tym pewniej o nich pisze. Nieuk, bo do takich skierowane są prace Zychowicza może czuć, że poznał prawdę objawioną. Zychowicz przedstawia czarno-białą rzeczywistość, co ułatwia mu kompletny brak znajomości metodologii historycznej. Co więcej gloryfikuje polskość, co dla zakompleksionym nieudacznikom może pozwalać budować poczucie tożsamości. W narracji Zychowiczowi fakty zbytnio nie przeszkadzają, autor po prostu je ignoruje. Antykomunistyczna, megalomańska i nacjonalistyczna wizja jest od nich ważniejsza. Pakt Piłsudski-Lenin, czyli jak Polacy uratowali bolszewizm i zmarnowali szansę na budowę imperium zawiera wszystkie te wady, aż z naddatkiem.
To nic, że żadnego imperium Polska w latach 1919-1920 zbudować nie mogła. To nic, że ofensywa polska na Kijów wywołała w Rosji falę autentycznego patriotyzmu, a dla carskich oficerów odparcie pogardzanych Polaków było istotniejsze niż ewentualna porażka bolszewików. To nic, że przy zwycięstwie białych Polska mogła najwyżej marzyć o oparciu wschodniej granicy o linię Curzona, a być może zyskać autonomię w ramach białej Rosji. To nic, że kresy były w większości zamieszkałe przez Litwinów, Ukraińców, Żydów czy Białorusinów, a nacjonalizm litewski i ukraiński był skierowany przeciw nacjonalizmowi polskiemu. To nic, że Galicję Wschodnią Polacy musieli krwawo zdobywać. To nic, że wojsko polskie miało się nijak do sił, które decydowały o losach wojny domowej w Rosji. To nic, że o jej losach zadecydowało w dużej mierze uwłaszczenie chłopów przez bolszewików. Zychowicz obciąża winą Piłsudskiego, że nie odbudował Polski w granicach przed rozbiorowych. Biedny nie zauważył, że powstały narody Ukraińców czy Litwinów, które żadnej Polski z granic z 1772 roku nie chciały. Dlatego nostalgiczny obraz współpracujących ze sobą narodów I Rzeczpospolitej jest tyle naiwny, co kompletnie nienaukowy.
Mapki zawarte w książki Zychowicza są kuriozalne. Nie przejmuje się on kompletnie wielkością sił, kłopotami z aprowizacją, czy zmęczeniem oddziałów. Chcieć to móc. Ofensywa na Krym i na Moskwę w 1920 roku? Czemu nie. Dla Zychowicza miliony żołnierzy można przesuwać przez pól kontynentu nie dbając o linie zaopatrzeniowe, zmęczenie, infrastrukturę. W jego książce nie znajdziemy rozważań na temat tego jak wyglądała sytuacja wewnętrzna i gospodarcza, bój o granicę zachodnią II RP, zniszczenia i wyczerpanie wojną. Takie szczegóły kompletnie nie są dla niego istotne. Analizy Zychowicza mogłoby być sformułowane przez ucznia szkoły podstawowej lub nawet gimnazjum. Już uczeń liceum winien jednak wiedzieć, że wojna to coś bardziej skomplikowanego niż błyszczące guziki, mundury i zwycięstwa słusznej strony, która moralnie góruje nad przeciwnikiem. Zychowicz do takich osób się nie zalicza. Aby pokazać jak żenująca jest narracja tego autora wystarczy zacytować trzy jego stwierdzenia.
Autor potrafi napisać, że „czytając polskie książki historyczne, można odnieść wrażenie, że ich autorzy są pracownikami wynajętej przez rząd agencji PR. Ich zadaniem nie jest dążenie do ustalenia obiektywnej prawdy, a już broń Boże analiza błędów popełnionych w przeszłości. Przeciwnie, starają się za wszelką cenę udowodnić, że żadne błędy popełnione nie zostały, a wszystkie podjęte decyzje były słuszne i genialne„. Zychowicz nie rozumie, że historyk nie bada, czy popełniono błędy w przeszłości, ale jedynie próbuje zrozumieć, to co się stało. Ba nawet wielu historyków nie operuje pojęciem prawdy. Nawet jeśli jest się zwolennikiem pozytywistycznej metodologii historycznej, to warsztat historyczny Zychowicza jest anachroniczny do bólu.
Autor potrafi napisać np. „Czyli polska granica wschodnia miałaby przebiegać mniej więcej wzdłuż Bugu. Na to zaś żaden uczciwy polski patriota zgodzić się nie mógł (i nie może)„. Po pierwsze taka polska wschodnia granica zgodna była z etnicznymi podziałami. Po drugie większość ludności na wschód od tej linii nie poczuwała się do związków z polskością, a raczej budowała poczucie własnej tożsamości na opozycji do polskości. Polska zdobyła kresy tylko dzięki wojnie, a nie woli jej mieszkańców. Kuriozalne jest również utożsamienie patriotyzmu z niezgodą na linię Curzona.
Według Zychowicza „Nasi delegaci zachowali się w Rydze nie jak polscy mężowie stanu, ale jak sowieccy agenci”. Nie rozumie on, dlaczego endekom nie zależało na maksymalnym przesunięciu granicy na wschód. Nie rozumie, że w wieku buzujących nacjonalizmów sytuacja, gdy odsetek głównego narodu spadłby do 60 % ludności kraju była nie do przyjęcia dla trzeźwych polityków. Zychowicz nie rozumie, że nacjonalizmy polski i ukraińskie były nie do pogodzenia. Nie bez powodu wszyscy przywódcy OUN wyszli z polskich szkół. Nie było szans na porozumienie się z Ukraińcami bez oddania im faktycznej władzy nad Galicją Wschodnią. Żaden polski polityk z czasów II RP nie byłby na to gotowy. Autor nie rozumie też jak istotne dla wyników plebiscytu na Górnym Śląsku mogło być zawarcie pokoju na wschodzie.
Książka Zychowicza jest kuriozalna. Dobrze to ukazuje używana przez autora terminologia. Stosuje on np. anachroniczne terminy „korona”, czy „Ruś”, Ukraińców nazywa zaś Rusinami. Niewiele jest prac historycznych równie głupich jak ta. Zdecydowanie odradzam lekturę. Nie warto.
podobnie surowo ocenia Pan „Obłęd ’44”?
Z obłędem mam problem. To jest bardzo zła książka, której autor ma wiele racji. Tyle, że nadal nie rozumie on metodologii historii. Nadal jest napastliwy i nie rozumie, że historyk nie ocenia, nie mówi kto ma rację, nie decyduje czy ktoś błądzi. Ma odwagę pisać negatywnie o powstaniu, co dla prawicy nie jest oczywiste. Jego książka to jest trochę kompilacja poglądów innych. Dla mnie problemem nie jest treść książek Zychowicza, ale jego problemy warsztatowe