Autor: Łukasz Lamża
- Tłumaczenie: –
Tytuł oryginału: –
Seria/cykl wydawniczy: –
Wydawnictwo: Copernicus Center Press
Data wydania: 2015
ISBN 978-83-7886-143-0
- Wydanie: papierowe
Oprawa: twarda
Liczba stron: 263
Czy da się racjonalnie opisać Wszechświat?
Czy nauka może mówić o czymś, czego się nie da i nigdy się nie będzie dało zaobserwować?
Jaki jest związek pomiędzy pierwszymi ułamkami sekund Wszechświata, a gatunkiem ludzkim?Kosmologia stanowi współcześnie dojrzałą naukę, ufundowaną na wysokiej jakości obserwacjach oraz solidnej podstawie teoretycznej. Obraz ten zaczyna się jednak załamywać w miarę posuwania się ku najwcześniejszym chwilom istnienia Kosmosu, kiedy to krok po kroku, niepostrzeżenie, stosowane przez nas metody i pojęcia naukowe przestają poprawnie funkcjonować. Rozsądek nakazywałby milczenie, ale kosmolodzy z każdym rokiem posuwają się dalej w próbie wyjaśnienia… wszystkiego.
Copernicus Center PRESS, http://www.ccpress.pl/
Muszę uczciwie przyznać, że do mało jakiej książki zabierałem się z takimi obawami, jak do tej. W pierwszej kolejności dlatego, że kosmologia była przeze mnie postrzegana przede wszystkim jako nauka zdominowana przez filozofię i to w ujęciu zorientowanym na tematykę metafizyczną. W drugiej ze względu na jej interdyscyplinarny charakter, który niejako „skazuje ją” na czerpanie pełnymi garściami z takich dziedzin wiedzy i nauki jak fizyka, biologia, astrofizyka, czy też matematyka. Mało tego – całość tworzy kontaminację balansująca niebezpiecznie na granicy odważnych spekulacji i wspomnianej „twardej nauki”. Mimo to kosmologia jest uznawana za w pełni wykrystalizowaną i dojrzałą dziedzinę nauki.
Do lektury skłoniła mnie ciekawość silnie pobudzona deklaracją autora, że jest to pierwsza w języku polskim próba wyczerpującego przedstawienia teorii „kosmologicznego doboru naturalnego” (cosmological natural selection). Koncepcja ta, zaproponowana przez amerykańskiego kosmologa Lee Smolina, głosi w dużym uproszczeniu, że proces analogiczny do biologicznego doboru naturalnego ma zastosowanie także w większej skali. Chodzi tutaj oczywiście o wszechświat, a właściwie wieloświat (multiverse). Na KMD składa się 6 hipotez z których jedna głosi, że kolaps grawitacyjny ku osobliwości – „zapadająca się” czarna dziura prowadzi do powstania nowego wszechświata. Brzmi intrygująco? Wystarczająco, żeby poświęcić kilka wieczorów na zgłębianie tajemnic multiwersum 🙂
Przejdźmy jednak do samej książki i poruszanych przez nią zagadnień. Oprócz wspomnianej już teorii Smolina, której opis stanowi znaczną cześć publikacji, znajdziemy w niej szereg rozważań filozoficznych dotyczących czarnych dziur w kontekście naszego gatunku, praw przyrody i ich zmienności, zasady ceteris paribus i wreszcie na koniec rozdział o granicach naszej percepcji. Ten ostatni szczególnie przypadł mi do gustu. Znajdziemy tu przegląd naszych możliwości obserwacyjnych, które traktowane jako kryterium empirycznym, pozwala odróżnić naukę od „nieuki”. Dodatkowo stanowi naturalną przeciwwagę do części filozoficznej książki, która siłą rzeczy jest nacechowana daleko idącymi spekulacjami i śmiałymi hipotezami.
Sama teoria kosmologicznego doboru naturalnego stanowi jakieś 60% Granic kosmosu… i jest wyczerpującym i niezwykle interesującym studium tematu.
Książka nie jest lekturą do poduszki po ciężkim dniu, nie jest też publikacją, do której można przysiąść „z doskoku” i czytać w wielu krótkich sesjach. Pomimo wysiłku autora, Granice kosmosu – granice kosmologii to wymagająca, ale wdzięczna lektura. Wspomniany wysiłek autora to przede wszystkim niezwykła i miejscami chyba tytaniczna praca, polegająca na tłumaczeniu „zwykłemu czytelnikowi” zagadnień całkiem niezwykłych. Warto tutaj podkreślić wyjątkową organizację treści i jej wielowarstwowość. Każdy z rozdziałów opatrzony jest krótki wstępem – streszczeniem jego treści, ponadto na końcu książki znajdziemy aneks, który pełni podobną rolę. Całość nadaje książce charakteru podręcznika (co jest tutaj zaletą) i pozwala na lepsze przyswojenie tej wcale nie lekkiej porcji wiedzy. Wielowarstwowość dotyczy sposobu prowadzenia narracji przez autora i polega na „stopniowaniu trudności” w trakcie podróży przez Kosmos i kosmologię. Z jednej strony praktycznie każde zagadnienie przedstawione jest w dość wyczerpującym i merytorycznym ujęciu (nierzadko uzupełnionym wzorami, tabelami i wykresami), z drugiej znajdziemy też bardziej popularyzatorskie wyłożenie tematu, okraszone często barwną i sugestywną anegdotą. Taka konstrukcja sprawia, że książkę czyta się przyjemnie i płynnie, nie tracąc czasu (jeśli nie mamy na to ochoty) na próbę pełnego zrozumienia zawiłych i nie dla wszystkich zrozumiałych definicji i wzorów. Tutaj wielki plus dla Łukasza Lamży za umiejętność prostego i zajmującego mówienia o sprawach trudnych.
Od strony wydawniczej jest bardzo dobrze: wspomniana organizacja treści, czytelna hierarchia stylów i streszczenia rozdziałów przemawiają na korzyść wydawcy. Żeby nie było zbyt miło – minus za stronę ilustracyjną. Grafiki, tabele, wykresy są nieczytelnie, brak im spójności stylistycznej, a miejscami uniemożliwia to ich odczytanie (ciemne fonty na ciemnych komórkach tabeli). Miałem wrażenie, że edytor „przykleił” bezrefleksyjnie grafiki od autora… Są to jednak drobiazgi nie rzutujące specjalnie na odbiór całości.
Na koniec dodam, że Granice kosmosu – granice kosmologii odczarowały dla mnie filozofię i ukazały mi ją w zupełnie nowym, świeżym i nowoczesnym świetle. Gorąco polecam wszystkim, których intryguje nie tylko problematyka przejścia od „kosmologii fizycznej” do „antropicznej” ,ale także miejsce człowieka w Kosmosie.
jedna z najlepszych ksiązek pop-naukowych jakie czytałem w ostatnich latach!
„(…) umiejętność prostego i zajmującego mówienia o sprawach trudnych” – ja chyba czytałam inną książkę. „Granice kosmosu…”, moim zdaniem, nie są publikacją popularno-naukową, a bardziej przypominają podręcznik z ćwiczeniami z logiki dla studentów filozofii. Autor książki używa niestety tak sformalizowanego języka naukowego, że jego próby tłumaczenia zagadnień teorii KDN na „język ludzki” stanowią gimnastykę filozofa lubującego się w zawiłości składni. Warto wyjaśnić potencjalnemu czytelnikowi, że wszelkie objaśnienia dotyczące treści omawianej teorii po prostu giną w natłoku niewyjaśnianych na bieżąco skomplikowanych zagadnień z dziedziny fizyki, a przede wszystkim w naukowym żargonie. Już sama decyzja poświęcenia przeważającej części książki omówieniu napisanej językiem matematyki teorii Smolina, teorii zawierającej, z oczywistych względów, mnóstwo luk i nieścisłości, teorii, co do której sam Lamża w kilku miejscach stawia pytania o sensowność ze względu na jej spekulatywny charakter, nie zachęca czytelnika do lektury. Rozumiem, że z powodów promocyjnych książce nadano chwytliwy tytuł, ale według mnie powinien on raczej brzmieć: Granice filozoficznego języka kosmologii, bo trudno oprzeć się wrażeniu, że największą przeszkodą w zrozumieniu treści jest właśnie język tej publikacji. Piszę to jako czytelnik książek popularno-naukowych, który lubi publikacje rzeczywiście wyjaśniające trudne zagadnienia zwykłemu człowiekowi.