Autor: Paweł Szczepanik
-
Konsultacja naukowa: rec. W. Chudziak
Wydawnictwo: Wszechnica Triglava II
Data wydania: 2018
ISBN: 978-83-62586-73-8
-
Wydanie: papierowe
Oprawa: miękka
Format: 170 x 240 mm
Liczba stron: 189
Po serii znakomitych artykułów autor tym razem w sposób syntetyczny podejmuje niełatwą próbę zgłębienia wiedzy na temat słowiańskich zaświatów, widzianych przez pryzmat nielicznych w gruncie rzeczy źródeł pisanych, fascynujących źródeł folklorystycznych, wymownych źródeł językoznawczych i bezcennych jak uzasadnia, świetnie znanych mu źródeł archeologicznych. Na tej podstawie buduje on swoją, wielce erudycyjną, wizję słowiańskiego kosmosu, zabierając czytelnika w interesującą podróż po różnych jego rewirach, pełnych bogów, demonów i zmarłych. Przybliżając kolejne elementy mitu kosmologicznego, posiłkuję się różnymi odniesieniami do osiągnięć współczesnej humanistyki, co pozwala nie tylko zorientować się w aktualnym stanie badań, obejmujących to zagadnienie, ale również przybliżyć tok rozumowania autora, z łatwością poruszającego się w tej niełatwej przecież, abstrakcyjnej materii.od wydawcy
Omówienie:
W ostatnim czasie prace dotyczące mitologii i religii Słowian stały się niezwykle modne. Pojawiło się ich na rynku wielkie mnóstwo, w tym nawet jedna cała seria (wydawnictwa Replika), która wciąż jest kontynuowana. Jak się można domyślać, takie książki są bardzo różne. Znajdziemy wśród nich pozycje znakomite, dobre, klasyczne, choć już w różnym stopniu zdezaktualizowane, ale i takie, które w ogóle nie powinny się ukazać (albo znaleźć czytelników). W związku z tym postanowiłem podjąć, pomimo że jestem w zasadzie czytelnikiem „naiwnym” trud ich porównania i przynajmniej wstępnej oceny.
Czytałem Rzeczywistość mityczną Słowian północno-zachodnich i jej materialne wyobrażenia tego samego autora i uważam tamtą książkę za znakomitą (co pozwoliłem sobie na tych łamach już wyrazić). Chyba dlatego tą pozycją raczej się zawiodłem i nie zostawię jej w księgozbiorze. Powiedziałbym, że jest ona „produktem ubocznym”, spin-offem albo jakąś nieoszlifowaną wersją poprzednio omawianego tekstu.
To, co uderzyło mnie w tekście najbardziej, to postawienie na początku tezy, której uzasadnieniu służy cały ciąg dalszy. To bardzo ryzykowny zabieg, który może zaowocować tendencyjnym traktowaniem faktów czy nadinterpretacjami. Można oczywiście stwierdzić, że mamy w rękach raczej esej, a nie pracę naukową, ale mimo to swoboda podejścia do faktów, źródeł i teorii oraz ich interpretacji jest w mojej opinii zbyt duża. Autor wyraził w tej popularyzacji swoją konkretną opinię, której jednak nie poparł argumentacją będącą w stanie mnie przekonać. Ciekawe, swoją drogą, jak bardzo jego dwie książki różnią się w moim odbiorze (ponownie przypominam, że druga książka była znakomicie wyważona).
Treść czytanej pracy wywoływała w mojej głowie obrazy zapętleń, węzłów, galimatiasu. Bardzo często narracja ucieka w dygresje, skręca i przeskakuje z problemu na problem. Wiele wątków pozostaje przez to niedokończonych. Są też passusy zbudowane na jakimś skojarzeniu czy analogii, a będące bardzo daleką interpretacją. To wszystko było dla mnie trudne do akceptacji bądź bardzo nieprzekonywujące. Rozumiem popularyzację i rządzące nią prawa, ale tutaj jest to w moim mniemaniu trochę przesadzone.
Pewne sugestie wyrażane w tekście (np. łączenie Welesa ze złotem, s. 150) budzą ogromne wątpliwości i to w różnych perspektywach (np. archeometrycznej – złoto u Słowian, archeologicznej, czy mitoznawczej). Złoto nie występuje na obszarach pierwotnie zasiedlonych przez Słowian. Oczywiście pojawia się w pewnym momencie ich historii, ale przez dłuższy czas pozostaje produktem bardzo rzadkim. Skłaniałbym się w ogóle do łączenia go z okresem chrystianizacji i bardziej intensywnych kontaktów z Bizancjum. Trudno mi zatem przyjąć wspomnianą na początku akapitu asocjację Weles-złoto.
Nie wiem, gdzie sytuować tę pracę w dorobku autora? W moim przekonaniu jej wydanie było niepotrzebne i nie zostawiam jej w księgozbiorze. Składam to wszystko na karb (domniemanej przeze mnie) konieczności skrócenia i uproszczenia tekstu na potrzeby popularnej publikacji. Efekt tego zabiegu uważam jednak za fatalny.
Ponadto sądzę na marginesie, że tytuł książki jest mylący, bo ponad połowa pracy w ogóle nie traktuje o zaświatach (co sugeruje pogrubiona część tytułu).