Autor: Papagianni Dimitra, Michael A. Morse
-
Tłumaczenie: Bartosz Sałbut
Tytuł oryginalny: The Neanderthals Rediscovered: How Modern Science Is Rewriting Their Story
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Premiera: 2022-07-07
ISBN: 978-83-829-5112-7 -
Wydanie: papierowe, ebook (epub, mobi)
Oprawa: twarda
Liczba stron: 240
Nasze postrzeganie neandertalczyków – dzięki przełomowym odkryciom i coraz większym możliwościom nauki – nieustannie się zmienia. Okazuje się, że neandertalczycy wykazywali zachowania zaskakująco podobne do zachowań współczesnych ludzi: chowali swoich zmarłych, dbali o chorych, polowali na duże zwierzęta, pozyskiwali owoce morza, a także porozumiewali się ze sobą za pomocą mowy. Nie byli wcale istotami prymitywnymi, nie mieli nic wspólnego z naszymi wcześniejszymi wyobrażeniami o nich.
Skoro jednak tak dobrze sobie radzili, to dlaczego wymarli, a przetrwał Homo sapiens? W tej ważnej i niezwykle ciekawej książce autorzy prowadzą nas przez świat neandertalczyków, jakim go postrzegamy dzisiaj. Zgłębiając jego tajemnice, zgłębiają też jedno z najważniejszych stojących przed nami pytań: co to właściwie znaczy być człowiekiem?
od wydawcy
Swego czasu badanie historii człowieka należało do nieco ryzykownych działań. Przez wiele stuleci i wśród wielu kultur dzieje dominatora tegoż świata, który z pełnym usprawiedliwieniem uczynił sobie ziemię poddaną były wszak bardzo dobrze ugruntowane. A potem nagle stało się coś, co przewróciło umysły wielu myślicieli, filozofów, przywódców religijnych i uczonych. Oto bowiem, na scenę ludzkich odkryć wkroczył zupełnie nowy gatunek człowieka. Nie podrzędny temu, który władał światem. Ani nie taki, który stanowi jedno z ogniw łańcucha jego ewolucji. Gatunek zupełnie mu równoległy. Żył wtedy, kiedy on. Miał tego samego przodka. Tak samo troszczył się o swoich bliskich. Czy również komunikował się za pomocą słów? Czy także dostrzegał piękno w sztuce i w rzemiośle artystycznym? Czy (o, zgrozo!) też posiadał jaźń, umysł, wrażliwość? Te najistotniejsze i najbardziej wyróżnialne elementy struktury bytu, które w oczach tak wielu mądrych głów czynią nas wyjątkowym gatunkiem? Świat współczesnego człowieka zabulgotał z oburzenia. Długo międlił w ustach tę goryczkową nowinkę, której przełknięcie oznaczałoby pogodzenie się z faktem, że oto kiedyś, wcale nie tak dawno temu, nie byliśmy jedynymi ludźmi. I, cóż, mieliśmy na tej pięknej błękitnej planecie krewniaków. Bardzo bliskich nam krewniaków.
No właśnie, wcale nie tak dawno temu, czyli kiedy? Perspektywa czasu jest tu naprawdę znacząca. Choć, naturalnie, nie najważniejsza. Ale to ona może pokazać pewne bardzo istotne rzeczy z pewnej bardzo otrzeźwiającej perspektywy. Zerknijmy więc na ten jeden moment na cały proces ewolucji człowieka i wciśnijmy go do tego jakże lubianego przez wielu popularyzatorów paleo-nauk zegara czasowego. Gdyby więc dać całej, niewyobrażalnie długiej historii człowieka jedyną szansę na zmieszczenie się z tą swoją ewolucją w jedną dobę, wówczas sprawy miałyby się następująco:
Północ. Oto na świecie pojawia się rodzaj Homo. Przez początkowe godziny nocnych mroków ci pierwsi ludzie błąkają się po Afryce, która wówczas w niczym nie przypomina dzisiejszego kontynentu. O świcie, mniej więcej między godziną 5.00 a 6.00, część z nich odważa się ją opuścić. Koło południa, kiedy wybija 12.00, ta wędrująca grupa trafia do Europy. Właśnie mija połowa całkowitego czasu, który ludzkość spędza na Ziemi. Kiedy słońce kreśli na niebie te najprzyjemniejsze ciepłe smugi, które Włosi nazywają „ora d’oro”, godziną złota, przypadającą późnym latem mniej więcej na 18.00, do Europy trafia kolejna migracja z Afryki. Minęło już naprawdę dużo czasu. Dzień chyli się ku zachodowi. Wreszcie, gdy na horyzont padają ostatnie promienie słońca, kilka minut po godzinie 21.00, w Europie z tych odważnych wycieczkowiczów ewoluują Neandertalczycy. W tym samym czasie ci, którzy pozostali na miejscu, ich afrykańscy kuzyni – Sapiensi, osiągają podobny etap rozwojowy. Jest 22.45. Na niebie bardzo wyraźnie połyskują gwiazdy, których światło, wciąż niepowstrzymane zanieczyszczeniami powietrza i miejskim splendorem, trafia bezpośrednio w oczy podziwiających. Sapiensom udaje się przybyć na Bliski Wschód. Mija jednak pół godziny i to Neandertalczycy zapewniają sobie status dominującej odmiany rodzaju Homo w zachodniej Azji, konsekwentnie poszerzając swoje wpływy aż na terytorium Syberii, na którą udaje im się dotrzeć o godzinie 23.40. Minął już prawie cały dzień. Do trwającej obecnie chwili, którą właśnie spędzasz na czytaniu tych słów brakuje jeszcze tylko 20 minut. Wydaje się, że wszystko już zostało domknięte. A jednak – pięć kolejnych, przeraźliwie krótkich minut sprawia, że Neandertalczycy zupełnie znikają z powierzchni Ziemi. A gdy na parę chwil przed północą wreszcie puszcza ostatnie zlodowacenie, wówczas Sapiensi odkrywają uroki osadnictwa oraz rolnictwa i na trwałe definiują świat, którym dzisiaj sterują zaledwie od kilkudziesięciu sekund.
Z tej niezwykle poruszającej skali czasowej wyłaniają się przede wszystkim dwie konkretne rzeczy. Pierwszą jest to, że my, ludzie współcześni, zdominowaliśmy Ziemię naprawdę bardzo niedawno. I bardzo szybko. Drugą – że wspólnie z Neandertalczykami spędziliśmy na Ziemi ponad 10 razy więcej czasu, niż bez nich. Czasu liczonego w setkach tysięcy lat. Czy więc nie zasługują oni na nieco więcej uwagi, zrozumienia i refleksji? I czy na pewno nie mają nam nic do przekazania?
I tu właśnie na scenę wkracza Neandertalczyk odkryty na nowo Dimitry Papagianni i Michaela A. Morse’a. Książka, z której aktualna wiedza na temat najbliższych nam kuzynów wylewa się naprawdę gęsto w zasadzie z każdej strony i która umożliwia złamanie wielu stereotypów oraz zadanie wielu pytań, jakie jeszcze parę lat temu pozostawały poza kompletnym zasięgiem naszego poznania. Z perspektywy osoby, która nie może uznać siebie za specjalistę od paleolitu Neandertalczyk… to bardzo wprawnie i kompaktowo upakowana ogromna ilość wiedzy, można wręcz powiedzieć, że jest to studium naszych dawnych kuzynów. Aż dziw, że udało się to wszystko zmieścić na nieco ponad 200 stronach (co świadczy oczywiście o godnym podziwu rzemiośle autorów). Coś, co zwraca szczególną uwagę w trakcie lektury, to ukazujący się w każdym rozdziale przejaw szczerości i szacunku wobec czytelnika. Autorzy bowiem wielokrotnie podkreślają, że wiele pytań, nawet tych już dobrze ugruntowanych, wciąż nie ma swoich odpowiedzi. Nie owijają w bawełnę, nie pociągają zbyt mocno za sznurki tych najbardziej kontrowersyjnych lub ekscytujących teorii (jak chociażby prawdopodobny neandertalski kanibalizm), nie pozostawiają uchylonych drzwi – stwierdzają fakty, przedstawiają przypuszczenia, analizują luki badawcze oraz braki w materiałach dowodowych i każdorazowo zaznaczają, gdzie kończy się prawda, a gdzie zaczynają naukowe spekulacje. Neandertalczyk… pokazuje nam najważniejsze miejsca na mapie współczesnego świata, w których odnaleziono ważne artefakty rozgrywających się zdarzeń. Niewprawiony w temacie czytelnik może czasem nieco pogubić się w lokalizacjach, warto więc raz na jakiś czas posiłkować się atlasem. Ogromne bogactwo wiedzy i dotychczasowych działań (od czasu swojej premiery książka była na bieżąco aktualizowana aż trzy razy) są przejawem naprawdę wielkiej pracy, jakiej musieli podjąć się autorzy. Można odnieść wrażenie, że żaden szczegół nie został pominięty, co zdecydowanie czyni Neandertalczyka… wartą sięgnięcia lekturą.
Nie sposób tu nie porównać tej pozycji z niezmiernie bliską jej tematycznie książką Krewniacy. Życie, miłość, śmierć i sztuka neandertalczyków Rebekki Wragg Sykes, wydanej w polskiej wersji ledwie rok wcześniej. O ile Neandertalczyk… zaskakuje bogactwem przekazywanych informacji ujętych w zadziwiająco syntetycznej formie, o tyle można odnieść wrażenie, że Krewniacy… pozwalają zdecydowanie bardziej wgłębić się w życie naszych dawnych kuzynów. Język, jakim Wragg Sykes napisała swoją książkę, jest nie tyle lepszy, ile po prostu inny – pozwala swobodnie płynąć z lekturą, oddać się wielu refleksjom i zagłębić się w wyobrażenia o dawnym, współdzielonym świecie, który bezpowrotnie minął. Krewniacy… poruszają, czasami do głębi. Jednak to Neandertalczyk…, ku memu własnemu zdziwieniu, był tą książką, przez którą przegapiłam przystanek tramwajowy pierwszy raz w moim życiu. Sięgając więc po tę lekturę, można spodziewać się naprawdę wielu niespodziewanych reakcji.