Autor: Jill Lepore
-
Tłumaczenie: Jan Szkudliński
Tytuł oryginału: These Truths. A History of the United States
Wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie
Data wydania: 2020
ISBN 9788366570948
-
Wydanie: papierowe
Oprawa: twarda
Liczba stron: 848
Nowe, intrygujące spojrzenie na dzieje Ameryki autorstwa wybitnej i nagradzanej historyczki.
Jill Lepore przedstawia historię Stanów Zjednoczonych w zaskakującej interpretacji. Wychodząc od głównych amerykańskich idei, tych „oczywistych prawd”, o których mówił Jefferson – politycznej równości, praw naturalnych i suwerenności narodu – autorka zadaje podstawowe pytanie: Czy burzliwa historia Ameryki dowodzi tych prawd, czy też im zaprzecza? Lepore śledzi ich obecność od czasów pierwszych pionierów po izolacjonistów, od właścicieli niewolników po obrońców praw człowieka, od początków prasy drukarskiej po Facebooka. Stwierdza też, że sprzeczności w nich zawarte budują naród, który chce walczyć o sens swojej historii.
Wciągająca narracja i oryginalna konstrukcja czynią My, naród jedną z najciekawszych i najbardziej nowatorskich opowieści o amerykańskiej historii. Wobec konfliktów, które aktualnie wstrząsają Ameryką, książka Jill Lepore znakomicie wyjaśnia źródła ich pochodzenia oraz daje nadzieję na ich twórcze przełamanie.
informacja wydawcy
Gdy na polskim rynku wydawniczym ukazuje się nowa synteza dziejów Stanów Zjednoczonych Ameryki, do tego napisana przez doświadczoną historyczkę pracującą na Uniwersytecie Harvarda, to nie można przejść obok tego faktu obojętnie. Jill Lepore zapewne jest postacią anonimową dla większości polskich czytelników, lecz w swojej ojczyźnie zdążyła już zdobyć szeroką rozpoznawalność nie tylko w środowisku naukowym, ale także jako publicystka. W obliczu funkcjonowania w przestrzeni publicznej różnych, nierzadko konkurencyjnych wizji „historii” USA, postanowiła napisać książkę, która uwzględniała odmienne perspektywy i grupy społeczne, aby nareszcie zastąpić owe „historie” jedną, uniwersalną „historią”. Wyszła przy tym ze skądinąd oczywistego założenia, że każde pokolenie pisze ją na własny sposób, akcentując problemy, które wydają mu się najistotniejsze.
Zgodnie z deklarowaną „aktualizacją” podejmowanej tematyki, autorka skoncentrowała się na problemie kształtowania podstaw samoidentyfikacji narodowej/obywatelskiej mieszkańców USA i kwestiach rasowych. Można nawet odnieść wrażenie, że głównym tematem opracowania jest właśnie emancypacja sprowadzonych z Afryki niewolników i ich późniejsza integracja społeczna. W pełni rozumiem takie rozłożenie akcentów, bo przecież książka jest skierowana do współczesnego czytelnika chcącego zrozumieć specyfikę państwa, w którym przyszło mu żyć, ale w ten sposób zostały zepchnięte na margines inne mniejszości, które zasługują na szersze potraktowanie: Indianie, katoliccy imigranci z Irlandii czy Włoch, działacze związkowi… W końcu polityka władz prowadzona wobec tych grup również bywała opresyjna, a na różnych etapach dziejów odgrywały one większą polityczną bądź ekonomiczną rolę niż czarnoskórzy niewolnicy. Wydaje mi się, że jest to dowód na niemożność zamknięcia niezwykle złożonych dziejów Stanów Zjednoczonych w ramach jednotomowej syntezy, co z kolei prowadzi do wniosku, że projekt stworzenia „historii uniwersalnej” obejmującej okres od 1492 do 2016 r. chyba jednak przekracza dziś możliwości pojedynczego autora.
Wspomniana „aktualizacja”, mająca na celu m.in. ukazanie ewolucji ideowej amerykańskich ugrupowań politycznych, która doprowadziła do powstania dzisiejszego duopolu, wiąże się z pewnym ryzykiem. Podczas lektury kilkukrotnie odniosłem wrażenie, że Lepore stara się tłumaczyć dawne procesy przy użyciu siatki pojęciowej charakterystycznej dla współczesnych sporów. W ten sposób czytelnik mógłby nabrać przekonania o „odwiecznym” ścieraniu się dwóch nurtów światopoglądowych, ściśle związanych z podziałem partyjnym (Demokraci vs Republikanie), co stanowi trudne do obrony uproszczenie znacznie bardziej złożonych kwestii.
Autorka w pełni zdaje sobie sprawę z okoliczności, że zastosowanie atrakcyjnej formy literackiej bezpośrednio przekłada się na poczytność książek, stąd też zaprezentowana przez nią narracja z pewnością nie zniechęci osób, które na co dzień trzymają się z dala od publikacji historycznych. Wprawdzie niedoścignionym wzorem utrzymywania równowagi między wysokim poziomem merytorycznym a przystępnością przekazu wciąż pozostaje Mary Beard, ale trzeba przyznać, że popularność prac Lepore nie jest dziełem przypadku. Czy się to komuś podoba, czy nie, w obecnych czasach, gdy większość osób obcuje na co dzień z treściami publikowanymi na portalach internetowych, forma zaczyna odgrywać coraz większe znaczenie, zaś autorzy oczekujący, że czytelnicy dostosują się do naukowego żargonu dobrowolnie skazują się na marginalizację, tracąc wpływ na kształtowanie społecznej wyobraźni historycznej.
W pełni akceptuję prawo każdego autora do samodzielnego określania swoich horyzontów badawczych, lecz mimo to mam wątpliwości czy jest dziś możliwe pisanie historii jakiegokolwiek państwa przy ograniczeniu do minimum wątków społeczno-gospodarczych. W ten sposób kontekst opisywanych zjawisk może zostać nadmiernie uproszczony. Przykładowo, bez wyeksponowania problemu polityki celnej nie da się w pełni zrozumieć przyczyn wybuchu wojny secesyjnej (1861–1865), aż nazbyt często przedstawianej jako konflikt mający na celu zniesienie niewolnictwa (warto prześledzić retorykę Abrahama Lincolna w tej sprawie). Gdy w ostatnim rozdziale pojawia się więcej wątków społecznych i ekonomicznych, to paradoksalnie można odnieść wrażenie, że tym razem więcej uwagi należałoby poświęcić politycznym konsekwencjom osiągnięcia przez USA statusu światowego hegemona. Pod tym względem „My, naród” z pewnością wymaga uzupełnienia o dalsze lektury.
Lepore nie unika ferowania jednoznacznych ocen, co z punktu widzenia niektórych czytelników może być odbierane negatywnie. Niekiedy przyjmuje to postać czarno-białych podziałów, ale uwzględniwszy założenie przyświecające autorce jest to logiczna konsekwencja możliwie szerokiego zdefiniowania kręgu potencjalnych odbiorców, w wydaniu amerykańskim przez lata utwierdzanych w „komiksowej” wizji historii i polityki. Inna sprawa, że w ten sposób Lepore stawia się po określonej stronie politycznego sporu, co skłania do refleksji nad kierunkiem ewolucji amerykańskiej humanistyki i ewentualnych konsekwencji implementowania wzorców zaczerpniętych ze Stanów Zjednoczonych na grunt polski. Inna sprawa, że po zapoznaniu się z treścią recenzowanej pracy żaden czytelnik nie powinien mieć wątpliwości, że hegemon dzisiejszego świata jest państwem ufundowanym na przemocy, co nie ma nic wspólnego z naiwnym pacyfizmem, lecz wynika ze świadomości mechanizmów kierujących polityką kolejnych rządów. A zaczęło się oczywiście od Indian…
Nieco na marginesie warto zwrócić uwagę na tytuł. Miał on w założeniu nawiązywać do pierwszych słów zawartych w Konstytucji Stanów Zjednoczonych, tyle tylko, że w oryginale widnieje fraza „We the people…”, nie zaś „We the nation…”. Poprawne tłumaczenie to: „My, lud…”. Przyczyna pomyłki, jak mi się zdaje, jest stosunkowo łatwa do wskazania: w tytule znalazły się słowa widniejące w… Preambule Konstytucji RP z 1997 r.
Mimo wyrażonych powyżej krytycznych uwag, uważam że warto sięgnąć po „My, naród” już choćby dlatego, aby dowiedzieć się w jaki sposób obecnie konstruuje się w USA główny nurt narracji historycznej. Nawet jeśli Lepore koncentruje się na dziejach politycznych, to i tak jest to odejście od dobrze znanego polskiemu czytelnikowi ujęcia pozytywistycznego, do tego atrakcyjne pod względem literackim. Autorka doskonale rozumie, że historia to w gruncie rzeczy forma opowieści o dawnych zdarzeniach, a w momencie ścierania się różnych wizji i wzorców kulturowych zwycięża ten, kto przedstawia ową opowieść w sposób bardziej przekonujący. Choć przyświecające jej założenie, polegające na stworzeniu wspólnej historii wszystkich grup zamieszkujących Stany Zjednoczone nie zostało zrealizowane, to im więcej na polskim rynku będzie dostępnych różnorodnych ujęć, tym lepiej dla świadomości czytelników. Książka Lepore zdecydowanie jest zaś propozycją, której nie warto lekceważyć.