Autor: Jim Holt
-
Tłumaczenie: Tomasz Lanczewski
Wydawnictwo: Copernicus Center Press
Data wydania: 2020
ISBN: 978-83-7886-496-7
-
Wydanie: e-book
Oprawa: –
Liczba stron: 496
Błyskotliwa opowieść o ekscentrycznych geniuszach i ich matematycznych, fizycznych i filozoficznych teoriach.
Jim Holt, amerykański filozof i pisarz naukowy, udowadnia, że nawet o teorii względności czy teorii strun można pisać przystępnie i z poczuciem humoru. Opisuje najbardziej ekscytujące odkrycia naukowe ostatnich stuleci, takie jak mechanika kwantowa, teoria grup, teoria obliczalności Turinga i „problem decyzyjny”, liczby pierwsze i hipoteza dzeta Riemanna, teoria kategorii, topologia, fraktale, regresja statystyczna, teoria prawdy czy „krzywa dzwonowa”.
Obok tych niezwykłych osiągnięć intelektualnych, autor prezentuje nieszablonowe szkice biograficzne ich twórców, zarówno tych sławnych, jak i nieco zapomnianych, którzy często wiedli niezwykle dramatyczne i niepozbawione absurdów życie. I tak: twórca współczesnej statystyki, sir Francis Galton, był wiktoriańskim zarozumialcem, który przeżył komiczne perypetie w afrykańskim buszu. Najbardziej rewolucyjny matematyk ostatniego półwiecza, Alexander Grothendieck, zakończył burzliwy żywot w Pirenejach jako cierpiący na urojenia pustelnik, zaś Kurt Gödel, największy ze wszystkich współczesnych logików, zagłodził się na śmierć z powodu paranoicznego przekonania, że istnieje powszechny spisek mający na celu otrucie go…
Czy w ich metodach i nich samych było szaleństwo? Jim Holt przekonuje, że znacznie większe, niż mogłoby się wydawać!Odważne, prowokujące do myślenia eseje. – „Nature”
Holt umiejętnie przechodzi od teologii przez kosmologię do poezji, wyjaśniając zjawisko iluzji czasu, narodziny eugeniki oraz tak zwanego nowego ateizmu. – „The Wall Street Journal”
z opisu wydawcy
„Ideałem jest pogawędka na cocktail-party”, pisze we wstępie do swojej książki, która jest tez zbiorem esejów Jim Holt. A zatem jakiś pomysł, idea wpadająca nagle do głowy, wypowiadana energicznie, w sposób zabawny i zadziwiający, a jednocześnie dotykający sedna i całej istoty zagadnienia. Celem staje się zainteresowanie i oświecenie idea laika, wypowiadając jednocześnie myśl, która zadowoli eksperta.
Na książkę składa się zestaw 24 standardowych i 15 krótkich, zajmujących około jedna stronę esejów (wydzielonych w jeden rozdział). Teksty zgromadzone w książce dotykają różnych tematów, może nie byłoby zbyt wielką trudnością, aby je tutaj wyliczyć, wystarczyłoby wypisać tytuły poszczególnych rozdziałów ale mijałoby się to z celem. Jednakże, jeżeli ktoś z czytelników odczuwa potrzebę katalogowania, spieszę wyjaśnić, że nietrudno zauważyć, iż większość z tekstów ma związek z matematyką i filozofią.
Tematyka esejów koncentruje się wokół trzech głównych zagadnień: Jak wyobrażamy sobie świat (metafizyka), skąd wiemy to, co wiemy (epistemologia) oraz jak postępujemy (etyka). Autor zazwyczaj koncentruje się na jednej idei lub jednej historycznej postaci. Albo idei i postaci razem. Na przykład w krótkim eseju omawiającym „problem demarkacyjny”, w jaki sposób odróżnić naukę od nie nauki, Holt krótko opisuje idee Paula Feyerabenda (anarchizm epistemologiczny) i Imre Lakatosa (postępowe kontra degenerujące programy badawcze). Przedstawia jednocześnie historie ich sporów o te idee w kontekście ich osobistej przyjaźni. Autor przywołuje przy tym wiele ciekawych anegdot; oto jedna z nich, opowiadająca o epizodzie z życia sir Francisa Galtona, ojca statystyki i eugeniki:
W latach osiemdziesiątych XIX wieku mieszkańcy miast w Wielkiej Brytanii mieli okazję spotkać podstarzałego, łysego, brodatego dżentelmena, który uwodzicielsko spoglądał na każdą dziewczynę mijaną na ulicy, manipulując czymś w kieszeni. Nie byli bynajmniej świadkami czynów lubieżnych, lecz badań naukowych. W kieszeni mężczyzny ukryte było urządzenie, które nazwał „nakłuwaczem”, składające się z igły zamocowanej na naparstku i kawałka papieru w kształcie krzyża. Nakłuwając papier w różnych jego częściach, mógł niepostrzeżenie rejestrować własną ocenę wyglądu mijających go kobiet w skali od atrakcyjnej do odpychającej. Po wielu miesiącach noszenia nakłuwacza i notowania wyników wykreślił „mapę piękna” Wysp Brytyjskich. Londyn okazał się epicentrum piękna, jego przeciwieństwem zaś Aberdeen.
W swoich próbach napisanych w ciągu ostatnich 20 lat, Holt opisuje zarówno nieskończoność jak i infinityzemalność (idea nieskończenie małych wielkości), iluzję czasu, narodziny eugeniki, jak również tak zwanego nowego ateizmu oraz smartfonów. Autor nie sięga raczej do wieków przeszłych, nie zajmuje się starożytnością (czasami przywołuje pewne jej epizody, ale raczej w celach anegdotycznych). Interesują go czasy najnowsze. Najdalej sięga w przeszłość pisząc o Adzie Lovelace, córce Lorda Byrona, przedstawiając ja jako pierwsza programistkę. W świecie bez komputerów. Tak, ta brytyjska matematyczka i poetka napisała pierwszy algorytm na nieco ponad sto lat przed powstaniem komputera.
W swojej książce, Jim Holt podejmuje też wysiłek, aby naszym, „ludzkim” językiem wyjaśnić to, co zrozumiale jest tylko w języku wyższej matematyki. Mowa tu choćby o upiornym oddziaływaniu, o którym mogliście już przeczytać w jednej z moich wcześniejszych recenzji. Chodzi o koncepcje kwantowego „splątania”, w którym dwie cząsteczki subatomowe dzielą stany wyrównania pomimo odległości między nimi, dowolnie wielkiej odległości trzeba dodać – pozornie naruszając niektóre podstawowe zasady względności, na których opiera się najważniejsza idea Einsteina.
Co ciekawe, prawie każdy esej zasadza się też wokół inspirujących osiągnięć intelektualnych oraz niezrozumiałego ludzkiego cierpienia lub szaleństwa. Zaskakującym jest fakt, który ku własnemu zdziwieniu czytelnik odkrywa w trakcie lektury: większość (może nie zdecydowana ale większość) bohaterów swoje życie zakończyła w zakładach azylowych, pojedynkami lub samobójstwem. Czy geniusz jest nierozerwalnie powiązany z szaleństwem albo jakimś kosmicznym przekleństwem? Na to pytanie autor nie odpowiada, a nawet go nie stawia explicite, raczej pozostawia to w sferze niedopowiedzeń.
Autor ma tendencje do powracania do niektórych „cudów” matematyki, nazywając wyższą matematykę „piękną” tak często, że czytelnik prawie zaczyna wierzyć w to, że „przestrzeń, w której żyjemy, może wydawać się nudna w porównaniu z rokokowymi przestrzeniami wyższej matematyki”. Autor niewątpliwie wierzy. A jednak schodzi też na ziemie, do naszej szarej codzienności, tłumacząc w jednym z esejów laikom implikacje wynikające z mechaniki kwantowej, które niepokoiły Einsteina. I tu należy zaznaczyć, że warsztat pisarski autora jest niezwykle ważny dla przejrzystości wywodu i talent narracyjny autora bardzo ułatwiają lekturę tekstów. Nie ma żadnych równań, swoje myśli autor przekazuje jedynie werbalnie, bez wspomagania się symbolami i wzorami matematycznymi. Ale to nic nie szkodzi, a wręcz przeciwnie - talent dziennikarza i popularyzatora nauki jest wystarczający.