Autor: Michio Kaku
-
Tłumaczenie: Bogumił Bieniok, Ewa L. Łokas
Tytuł oryginału: Physics of the Impossible. A Scientific Exploration Into the World of Phasers, Force Fields, Teleportation, and Time Travel
Wydawnictwo: Prószyński i s-ka
Data wydania: 2012
ISBN 978-83-7648-539-3
-
Wydanie: papierowe
Oprawa: miękka
Liczba stron: 384
Promienie śmierci, pola siłowe, ubrania zapewniające niewidzialność. Czy będą dostępne już w najbliższych dziesięcioleciach, czy dopiero za tysiące lat?Jeszcze sto lat temu uczeni stwierdziliby, że lasery, telewizja i bomba atomowa to pomysły całkowicie wykraczające poza obszar idei fizycznie możliwych. W „Fizyce rzeczy niemożliwych” uznany fizyk Michio Kaku sprawdza, w jakim stopniu rozwiązania techniczne i urządzenia spotykane w fantastyce naukowej, które obecnie uważa się za równie niemożliwe, staną się w przyszłości częścią naszej codzienności. z opisu wydawcy
Michio Kaku jest autorem świetnie znanym polskim miłośnikom literatury popularnonaukowej. W naszym kraju wydano już osiem książek jego autorstwa. Jedną z nich jest prezentowana tu Fizyka rzeczy niemożliwych. Amerykański fizyk-teoretyk podąża w niej tropem często wykorzystywanym przez popularyzatorów – bierze z twórczości science-fiction (głównie telewizji i kina, ale również literatury) wyróżniające się przedmioty lub ludzkie zdolności i stara się odpowiedzieć na pytanie: czy realizacja danego projektu jest możliwa w świetle naszej wiedzy na temat praw fizyki? W rezultacie miecze świetlne, fazery, wehikuły czasu, napędy nadświetlne czy gwiazdy śmierci są dla Kaku jedynie pretekstem do tego by zajmująco opowiadać o fizyce. Dzięki temu dowiedzieć możemy się czegoś nie tylko o zwyczajowych bohaterach popnaukowych książek fizycznych jak mechanika kwantowa i ogólna teoria względności, ale również o syntezie termojądrowej czy nadprzewodnictwie. Właśnie omówienia tych zjawisk, które nie są zbyt częstymi gośćmi na kartach popularnonaukowych publikacji, są zdecydowanie najciekawsze.
Zasadniczo książka podzielona jest na trzy części. W każdej z nich Kaku przedstawia pomysły rodem z dzieł sci-fi i ocenia możliwość ich realizacji grupując je w trzy kategorie: niemożliwości typu I, niemożliwości typu II i niemożliwości typu III. Niemożliwości typu I „są to rozwiązania technicznie obecnie niemożliwe (…), ale niebędące w sprzeczności z żadnymi znanymi prawami fizyki”. Niemożliwości typu II to „rozwiązania techniczne leżące na granicy naszego rozumienia świata fizycznego”. Niemożliwości typu III to „rozwiązania technicznie będące w sprzeczności ze znanymi prawami fizyki”.
Książkę czyta się bardzo przyjemnie, a różne zjawiska fizyczne opisane są w niej bardzo przystępnie. Jest to idealna pozycja wakacyjna, która nie wymaga od czytelnika nadmiernego skupienia. Krótkie rozdziały chłonie się szybko. Co więcej skomponowano je tak, że właściwie można je czytać w dowolnej kolejności.
Nie da się ukryć, że tego czego najbardziej brakuje Fizyce rzeczy niemożliwych to ilustracje. Choć język Kaku jest bardzo obrazowy, to czytając fajnie byłoby również móc zerknąć sobie na rycinę. Czasem też ocena możliwości realizacji niektórych pomysłów jest chyba nazbyt optymistyczna. Trudno jednak zarzucić autorowi, że wprowadza czytelników w błąd. No chyba, że tryb przypuszczający traktuje on śmiertelnie poważnie…
Czytając Fizykę rzeczy niemożliwych pamiętać trzeba, że nie jest to książka nowa. Po raz pierwszy wydano ją w 2008 roku, stąd też część zawartych w niej informacji jest nieaktualna. Tak jest np. w przypadku opisu eksperymentu ITER. Niestety realizacja tego ambitnego projektu, który zaprowadzić ma nas do ery energetyki termojądrowej, naznaczona jest sporymi opóźnieniami. Kaku pisał, że do 2016 roku planowano uzyskać w reaktorze pierwszą plazmę. W 2017 roku nadal jest to niestety kwestia przyszłości i nie ma najmniejszych szans, by ITER uzyskał pełną gotowość operacyjną w 2022 roku. Obecnie koniec budowy tokamaka przewiduje się na 2021 rok, a dopiero w 2025 ma zostać uzyskana pierwsza plazma.
Nieaktualne są też naturalnie dane dotyczące zarejestrowanych dotychczas egzoplanet. Kaku pisze o 250 takich ciałach niebieskich, podczas gdy sam satelita Kepler zarejestrował ponad 5 tys. kandydatów, z których mniej więcej połowa została już potwierdzona. W chwili pisania książki nie były też jeszcze znane egzoplanety ziemiopodobne. Dziś wiemy o istnieniu już przynajmniej kilkunastu takich, które leżą w strefie złotowłosej, a następnych kilkadziesiąt jest na liście potencjalnych kandydatów.
W 2008 roku pieśnią przyszłości nadal było eksperymentalne potwierdzenie istnienia bozonu Higgsa i fal grawitacyjnych. Tymczasem dziś oba te zjawiska to już coś więcej niż tylko wyniki obliczeń teoretyków budujących modele Wszechświata.
Kaku w swojej książce wspomina też służące do badania fal grawitacyjnych satelity LISA, które miały być wystrzelone w 2015. Niestety póki co w kosmos udało się wysłać jedynie misję testową, a proponowana data wystrzelenia trzech satelitów tworzących LISA to obecnie rok 2034. Na szczęście, jak wynika z najnowszych doniesień, misja ta dostała zielone światło od ESA! Kolejna misja kosmiczna, o której wspomina Kaku, COROT dobiegła już końca. Udało się dzięki niej odkryć 34 planety pozasłoneczne, a kilkaset kolejnych kandydatów czeka na potwierdzenie. Niestety kolejny misja wspomniana na kartach Fizyki rzeczy niemożliwych, satelita Terrestial Planet Finder, który miał być wystrzelony w 2014, została anulowana, a Big Bang Observer nadal pozostaje w fazie odległych planów.
Zabawnie – z perspektywy czasu – mogą za to wyglądać przewidywania Kipa Thorne’a przytoczone na s. 286, który uważał, że do 2020 „fizycy zrozumieją prawa kwantowej grawitacji, które okażą się jakąś odmianą teorii strun”. Tymczasem do opracowania spójnej teorii kwantowej grawitacji jest dziś tak samo daleko, jak dziesięć lat temu, a na teorię strun coraz częściej zamiast jak na Święty Graal fizyki patrzy się jak na ślepą uliczkę.
Wszystko to sprawia, że części tej ciekawej książki starzeją się znacznie szybciej niż inne. (Świetnie nawiązuje do tego okłada książki, która wygląda jak żywcem wyjęta z poprzedniej epoki.) Czytelnik, któremu wpadnie w rękę Fizyka rzeczy niemożliwych, musi zdawać sobie z tego sprawę.
Dziwić może natomiast fakt, że Kaku nazwał słynny, obdarzony sztuczną inteligencją komputer HAL 9000 z 2001: Odyseja kosmiczna superrobotem! Fani science-fiction mogą mu tego nie wybaczyć.
Podobnych do tego potknięć nie uniknęła też polska redakcja książki. Superman opisany jest jako urzędnik (sic!) Kent, podczas gdy w oryginale wyraźnie widzimy Clarka Kenta, nie clerka Kenta. O ile ten błędny przekład jest zabawny, to znacznie trudniej wybaczyć tłumaczowi przełożenie our galactic neighbourhood na w sąsiedztwie naszej galaktyki (s. 80), zamiast w naszym galaktycznym sąsiedztwie, szczególnie że tuż obok w nawiasie pojawia się odległość kilkuset lat świetlnych od Ziemi. Łatwo zorientować się, że coś jest tu nie tak, gdy wiemy, że najbliższy nam kraniec Drogi Mlecznej znajduje się jakieś 1000 lat świetlnych od nas. Dziwi też oddanie angielskiego Big Crunch, jako Wielkiego Plaśnięcia. Jakkolwiek polscy autorzy nadal poszukują terminu najlepiej oddającego oryginał i pojawił się dotąd szereg propozycji (Wielki Kolaps, Wielka Zapaść, Wielki Kres, Wielki Krach, Wielki Skurcz czy nawet Wielki Chrup), to nie wydaje mi się, żeby Wielkie Plaśnięcie trafiło do podręczników i książek popularnonaukowych.
Fizyka rzeczy niemożliwych to dobra pozycja na lato. W sposób lekki i przyjemny opisano w niej wiele fenomenów fizycznych, poczynając od tych będących w centrum naszego obecnego rozumienia Wszechświata i rządzących nim praw, po takie, które lewitują gdzieś na rubieżach nauki. A wszystko to w nawiązaniu do popularnych urządzeń i (ponad)ludzkich zdolności, które znamy z literatury i kina science-fiction. Momentami Kaku popada może w ton rodem z Faktu, ale w ogólnym rozrachunku można mu to wybaczyć. Wszystkie te wehikuły czasu, teleportery i działa laserowe są bowiem tylko pretekstem do tego, by opowiedzieć o fizyce. W czasie lektury trzeba jednak pamiętać, że książka ta napisana została niemal dekadę temu, dlatego niektóre zawarte w niej informacje są już nieaktualne. Bardziej przyłożyć mogła się też polska redakcja, która w tłumaczeniu popełniła – może i ledwie kilka, ale za to – denerwujących błędów.
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Format: 142 × 202 mm, papierowe